Przez wszystkie lata istnienia konsol ujrzeliśmy dziesiątki (jak nie setki i tysiące) świetnych gier, które na zawsze zapisały się złotymi literami w historii branży. Rzadko kiedy wspomina się jednak o tytułach, które mogły namieszać… gdyby kiedykolwiek ujrzały światło dzienne. I to właśnie im będzie poświęcona druga odsłona cyklu o niewydanych grach.
Okres dorastania pod koniec dwudziestego wieku i na początku kolejnego pozwolił nam po raz pierwszy zasmakować w magicznych historiach snutych przez scenarzystów z odległej Japonii. W efekcie zetknięcia się z nowym, nieznanym światem dziecięce umysły (wychowywane dotąd na przygodach Reksia czy animacjach z bratniej Czechosłowacji) zostały opanowane przez dzielnych wojowników, subtelne czarodziejki i – przede wszystkim – przez wielką przygodę. Dzisiaj mam niekłamaną przyjemnośc przedstawić Wam mój prywatny Top 10 animacji z Kraju Kwitnącej Wiśni, które były u nas emitowane w ramach bloków kreskówkowych. Nie, nie będzie Czarodziejki z Księżyca, bo każdy normalny chłopak wstydził się oglądać bajki dla bab – albo przynajmniej do tego przyznać.
W drugiej połowie lat 80. Nintendo miało zapewnioną pozycję lidera, zdobywając szturmem rynki wszystkich kontynentów i pozostawiając daleko w tyle konkurencyjną Sege. Jeśli miałbym wymienić tytuły, które się do tego przyczyniły, byłyby to na pewno znane wszystkim klasyki jak Super Mario Bros, Donkey Kong, Contra, Metroid czy Duck Hunt. Jednak istniała jeszcze jedna gra – być może najważniejsza, która dla Polaków stała się dostępna dopiero wiele lat później, a jej imię The Legend of Zelda.
Każdy szanujący się gracz, a nawet i casual, powinien znać Nintendo. Japoński gigant, wiele razy ustalał nowe standardy (bądź trendy) w branży gier. Można tutaj przytoczyć przykłady kultowego NES’a, Gameboy’a i dzisiaj już – DS’a. Zacznijmy jednak od początku, za co to Dual Screen zyskał sobie u mnie miano „kultowego”.
Zgodnie z obietnicą, nadszedł czas na kontynuację historii flagowej serii Squaresoftu. Historię pełną zarówno uśmiechów losu, jak i bolesnych porażek. Nie przedłużając, zagłębmy się tym razem w czasy o wiele bliższe współczesnym graczom.
Seria gier z dwiema magicznymi literkami F w tytule jest jednym z nestorów elektronicznej rozgrywki. Młodsza o zaledwie cztery lata od pamiętnego Mario Bros i zaledwie rok od The Legend of Zelda stała się swoistym symbolem – mówisz jRPG, myślisz Final Fantasy. Zapraszam więc do pełnej zwrotów akcji historii o tym, jak wirtuozi ze Squaresoft odmienili świat gier video.
Czy zastanawialiście się może kiedyś nad tym, jak wyglądał początek gier przygodowych? Gatunek ten został już nieco zapomniany i jest pomijany, szczególnie przez obecne pokolenie graczy. Warto jednak przypomnieć sobie klimat towarzyszący ogrywaniu tych tytułów. A więc, przed Wami pierwsza część z rozległej historii gier przygodowych!
Play (dawniej znany jako Play – Wszystko gra! oraz Play PC) jest jednym z niewielu czasopism na polskim rynku, które przetrwało wszystkie branżowe burze i jest wydawany do dnia dzisiejszego. Nie oznacza to jednak, że przez ponad 10 lat swojego istnienia nie przechodził diametralnych metamorfoz oraz eksperymentów – to właśnie je postaram się przedstawić w poniższym tekście.
W dniach 9-11 Września w Toruniu odbył się największy zlot fanów Gwiezdnych Wojen w tej części Europy. Jak wypadł na tle poprzednich edycji, które postawiły organizatorom bardzo wysoką poprzeczkę? Czy fani dopisali i zjawili się tłumnie, aby doskonale bawić się we wspólnym gronie?
20 sierpnia pojechałem do Warszawy z myślą odwiedzenia Pól Mokotowskich by zawitać na Dzień Pokemonów 2011, spotkać się z innymi osobami oraz pobrać Celebiego, który był niejako główną atrakcją. Jak odbyła się cała impreza i na czym ona polegała – dowiecie się z tej relacji.
Wyspa Niedźwiedzi (fr. L’Ile Aux Ours) była animacją wyświetlaną w naszym kraju w drugiej połowie lat 90. Na sam tytuł natknąłem się przypadkiem, przeglądając w internecie fora o tematyce nostalgicznej. Na jednym z nich została wspomniana bajka, która zdaniem autora była na swój sposób psychodeliczna i najzwyczajniej w świecie straszna. Po obejrzeniu zdjęcia, które widzicie powyżej, zrozumiałem, że także pamiętam ta dobranockę – i także żywię z nią dziwne wspomnienia. Nie ja jeden zresztą, bo jak się okazuje, wielu wspomina ją podobnie. Zapraszam więc do lektury, w której rozłożę tą cudaczną produkcję na czynniki pierwsze.
Wyjazdy wakacyjne sprzyjają przywoływaniu wspomnień. Gambit niedawno powrócił z Grecji, w której zajadał się do syta od dawna niedostępnymi w Polsce Rufflesami i wafelkami Kukuruku, ja zaś od dobrych dwóch tygodni opijam się kolejnymi butelkami Frugo, przyglądając się zachodom słońca na bałtyckiej plaży. Wypad nad morze pozwolił mi też na swoisty powrót do przeszłości dzięki tytułowym automatom z grami arcade.
Osią do dzisiejszej dyskusji między mną a Tforem stał się artykuł zamieszczony w nowym CD-Action. Prorokuje on, że Nintendo znajduje się na skraju upadku i nie jest pewne, czy doczeka się premiery Wii U. Kontrowersyjny wydźwięk tych słów spowodował w naszej redakcji zażartą dyskusję, która przytoczę poniżej. Ze względów obyczajowych kolokwializmy zostały wycięte ;)
Konsola Sega Saturn trafiła w ręce graczy po raz pierwszy 22 listopada 1994 roku. Pomimo początkowej fali zainteresowania sprzętem, twórcy popełnili przy nim wiele błędów, przez co okazał się on gwoździem do trumny Niebieskich, stając się jednocześnie ich przedostatnią konsolą. Przypomnijmy więc sobie jej burzliwe losy.
Ostatnio mnie po raz kolejny wzięło na wspominki i przypominanie sobie „jak to drzewiej było”. Oczywiście nie będę ukrywać, że rozmyślałem przede wszystkim o czasach, gdy żyliśmy beztrosko, a życie…? To było takie tam coś – nieistotne – co działo się za naszymi plecami, gdy siedzieliśmy przylepieni do konsoli. Grało się wtedy zupełnie inaczej niż teraz, przynajmniej w przypadku większości z nas. Zupełnie inne było też środowisko pozyskiwania cartridge’y, bo jak dobrze wiadomo – na Allegro nie bardzo można było wtedy liczyć. Mekkę dla każdego z nas stanowiły wtedy sklepy elektroniczne, oraz – przede wszystkim – bazary.
Najnowsze komentarze