Wakacje z automatami
Wyjazdy wakacyjne sprzyjają przywoływaniu wspomnień. Gambit niedawno powrócił z Grecji, w której zajadał się do syta od dawna niedostępnymi
w Polsce Rufflesami i wafelkami Kukuruku, ja zaś od dobrych dwóch tygodni opijam się kolejnymi butelkami Frugo, przyglądając się zachodom słońca na bałtyckiej plaży.
Wypad nad morze pozwolił mi też na swoisty powrót do przeszłości dzięki tytułowym automatom z grami arcade.
W latach 90 maszyny z grami takimi jak Tekken czy Mortal Kombat gościły w niemal każdym mieście, przyciągając setki graczy, którzy o sprzęcie takim jak Saturn czy Playstation mogli co najwyżej pomarzyć. Nie ma co ukrywać, sam za kolejną partie w Die Hard Arcade byłem gotów oddać swoje ostatnie drobne, które babcia dawała mi na lody. A jak wiadomo, automaty pochłaniały monety w kolosalnych ilościach, głównie ze względu na często pojawiający się napis „Game Over”.
Na przestrzeni lat konsole stały cię w naszym kraju coraz bardziej popularne, co odbiło się negatywnie na zainteresowaniu salonami arcade, które z czasem zaczęły być uszczuplane, żeby w końcu zniknąć w całości. W większych miastach do dzisiaj możemy natrafić na stojący samotnie automat w centrum handlowym, jednak prawdziwą mekką dla maniaków stały się dwa skrajne punkty naszego kraju – miejscowości w pobliżu gór pokroju Zakopanego oraz te znajdujące się nad Morzem Bałtyckim.
Dlaczego akurat tam salony gier przeżyły swoistą czystkę? Możemy się tego tylko domyślać, ale obstawiam, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, że gracze, wybierając się na ferie/wakacje nie taszczą ze sobą swoich konsol i najwięcej czasu spędzają pośród lokalnych barów i restauracji. A tam czekają już na nich najlepsze klasyki od Segi czy Namco, kusząc dawką oldschoolu oraz szybkiej, niezobowiązującej roz(g)rywki.
No właśnie, praktycznie wszystkie gry, jakie napotkamy podczas swoich letnich wojaży to tytuły pamiętające świetność takich konsol jak PSX, Saturn czy Dreamcast, od biedy PS2 – najnowsza pozycja, na jaką miałem przyjemność natrafić to Tekken 4 z początku XXI wieku.
Ma to swoje zalety i wady – z jednej strony młodszych stażem graczy może odrzucić mocno nieświeża oprawa A/V oraz wyśrubowany, hardkorowy wręcz poziom trudności, z drugiej zaś bardziej zaprawieni w bojach odnajdą tutaj pozycje, które kiedyś wywoływały opad szczęki i emocje nieporównywalne z niczym innym. Bo gry arcade to wyzwanie dla prawdziwych twardzieli – tutaj nikt nie wybaczy Ci najmniejszego błędu ani chwili wahania, za każde potknięcie będziesz zmuszony słono zapłacić – i to dosłownie, bo najczęściej 2 zł za kolejne podejście ;)
Jeśli nie zraża cię ten fakt, oznacza to, że przy odrobinie umiejętności i szczęścia masz sporą szansę, aby pod koniec twojej podroży znaleźć się pośród grona wybrańców, najlepszych z najlepszych, których inicjały (obowiązkowo 3 literowe!) zostaną uwiecznione na liście wyników, kusząc kolejnych śmiałków do rzucenia ci rękawicy i pobicia twojego rekordu.
Osoby mające styczność z maszynami arcade niemal zawsze są zgodne co do tego, że podczas gry na nich odczuwa się niesamowity feeling, nieporównywalny do rozgrywki na czymkolwiek innym. Dodatkowo zabawę urozmaicają klimatyczne projekty samych stanowisk do grania, ubarwione obrazkami z danej produkcji czy wręcz całkowitą stylizacją na, przykładowo, bolid Formuły 1, co daje powalający efekt końcowy.
Osobiście moim faworytem w tej kwestii jest prezentowany na zdjęciach Star Wars: Racer Arcade, który został w całości zbudowany na wzór wyścigowego Podracera, znanego z Mrocznego Widma. Zamiast standardowego kontrolera w maszynie zamontowano stery wyjęte rodem z filmu George’a Lucasa, co, przyznam szczerze, początkowo sprawiło mi niemały kłopot w grze, lecz już po chwili w pełni rozkoszowałem się niesamowitą prędkością ścigacza Anakina Skywalkera, doceniając realistycznie odwzorowane sterowanie (jakby to nie brzmiało w przypadku pisania o futurystycznej machinie ;) które zapewniło nam masę frajdy. SW: Racer Arcade to prawdziwa gratka dla fana Gwiezdnych Wojen, przy okazji przyciągająca osoby nieobeznane z tematem.
Kończąc swój wywód, proponowałbym, abyś podczas wyjazdu nad morze czy tez w góry, rozejrzał się po okolicy w poszukiwaniu niepozornej budy, w środku której czeka na Ciebie kilka maszyn, które kilkanaście lat temu stanowiły prawdziwy obiekt kultu ówczesnej młodzieży – i nawet dzisiaj emanują prawdziwą magią, płynącą z każdej minuty gry, każdej wygranej i porażki, a nawet każdej kolejnej wrzuconej monety. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że są one jak wino – im starsze, tym lepsze.
Jeśli masz taką możliwość, koniecznie zmontuj sobie do rywalizacji kilkoro znajomych (im bardziej siedzących w tematyce gier, tym lepiej, chociaż także totalni nowicjusze będą mieli sporo frajdy). Wspólna gra daje o wiele więcej satysfakcji, a każdy powinien znaleźć na automatach coś dla siebie – od wyścigów, strzelanin, poprzez bijatyki, pinballe, na grach tanecznych kończąc ;)
A jako bonus dodam historię nieco mniej oficjalną, która zdarzyła się podczas moich testów. Na automat ze Star Wars natknęliśmy się z kumplem zupełnym przypadkiem na plaży w Sztutowie. Jakież było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że sprzęt jest wyłączony. Niezrażeni tym faktem po chwili odnaleźliśmy wtyczkę od automatu i uruchomiliśmy grę, korzystając z okazji, że salon był zupełnie pusty. Po kilku wydanych złotówkach wyjaśniło się, czemu sprzęt stał odłączony – otóż działał on…całkowicie za darmo, z nieograniczoną liczbą kontynuacji, co pozwoliło nam (oraz pewnemu sympatycznemu dziecku z jego babcią, których z miejsca pozdrawiam) na kilkukrotne spróbowanie swoich sił za friko. Przynajmniej dopóki ktoś nie doniósł właścicielowi, że dwójka delikwentów rozkoszuje się jego „niesprawnym” sprzętem, co zmusiło nas do salwowania się ucieczką z miejsca zbrodni. Na szczęście zdjęcia zrobiliśmy przed i w trakcie gry ;)
Pamiętam jak przy molo w Sopocie grałem na automatach i kosiłem wszystkich w Tekken’a… to było mocarne, trzeba to kiedyś powtórzyć.
Ja ostatnio chyba 3 lata temu w Ustroniu pograłem w Tekkena Tag Tournament, ale to tylko chwila była bo trzeba było sie zbierać i zdobyć szczyt :D
A co do uwiecznienia swoich inicjałów to na długo nie zostaną zapisane :D Bo do wyłączenia maszyny czyli do wieczora :D To był ten ból jeśli udało ci się nabić najwyższy wynik wieczorem jak już konkurencja była bardzo mocna…
Fakt, jakoś mi umknął fakt, że score lista się długo nie trzymała przez prąd. Właśnie zepsułes mi frajde z tego, że w Zakopcu wbiłem się na trzecie miejsce w House of the Dead xD
Nad morze mam za daleko, wiec będe musiał zadowolić się duetem Playstation+ arcade stick.
A co do samych arcade – zgadzam się w pełi z autorem, że te niepozorne budy emanują kapitalnym klimatem, którego nie da się odtworzyć w 100% w domowym zaciszu. Może dlatego, że w latach 90 w naszym kraju istniała bardzo silna fascynacja tym, co zachodnie – a męczenie kilka godzin z kumplem automatu z takim Tekkenem czy Virtua Fighterem, podczas gdy dookoła ludzie imprezują, popijając drinki i słuchając muzyki, zaś w tle majaczy nam się morze, które nieodłącznie kojarzy sie z wakacjami i beztroską to coś, co wtedy mogliśmy odczuwać jako coś bardzo „zachodniego” i po prostu cool. Obecnie branża poszła w nieco innym kierunku na rzecz powszechnej „kałżalizacji”, wiec i same automaty przestały docierać do świeżo upieczonych adeptów tajemnej sztuki grania, którzy to wychowali się na kolejnych Call of Duty czy Wii Sports. Tak czy inaczej, cieszy mnie, że wciaz istnieją u nas miejsca, którym ząb czasu jest niestraszny i serwują nam porządną dawke gamingu ;)
Dlatego też moim prywatnym marzeniem jest wybrać się do Sega Club w Nipponie, które jest naprawdę ostatnim bastionem fanów automatów. I pomimo redukcji swojej wielkości, wciąż jest miejscem kultowym i zapierającym dech w piersiach, mając w swoim posiadaniu zarówno nowe tuzy pokroju Virtua Fighter 5, jak i klasyki takie jak Hang-On czy SW Trilogy Arcade. Jesli dobrze pojdzie, niedługo na karawanie pojawi się relacja Michała „McMuffina” Mustafy z jego wycieczki do Tokio, więc liczę na to, że w swoim tekście wspomni co nieco o tym miejscu.
O proszę, zapowiada się kolejny dobry art. I też mam nadzieję, że McMuffin w swoim tekscie napomknie coś o takich miejscach jak Sega Club czy Super Potato, że o całej Akihabarze czy Shibuyi nie wspomnę.
Swoją drogą, automat z Die Hard Arcade, o którym wspominałeś, posiadał poza ową grą jeszcze jakaś wbudowaną? Jestem niemal pewien, że ten, na którym grałem posiadał też drugą grę, ale za cholere nie moge sobie przypomnieć, jaką.
Nie wiem, czy to reguła, ale bardzo możliwe, bo mój był w zestawie z Metal Slugiem, na którym to tez swoją droga straciłem tyle drobniaków, że głowa mała ;)
Tak, dokladnie! Od razu przypomnial mi sie kultowy „lektor” krzyczący „Heavy Machine Gun!”.
Z innej beczki, nie wspominałes o tym nic w tekscie, ale w salonach byly popularne także typowe pinballe, najczęsciej tematyczne (u mnie był to pinball z bodaj Batmanem) oraz wszelakie „Blackjacki” i Gry karciane. Co ciekawe, te ostatnie posiadały najczęsciej ekrany dotykowe- prawie jak DS ^^
No i kiedys nie było problemu żeby na wspomnianych automatach wygrywac naprawdę sporą kasę, do dzisiaj pamiętam, że raz zaliczyłem opad szczęki gdy wygrałem 120 zlotych – dla dziecka które od świeta dostawało dwie dychy to była kolosalna kwota. Potem przepuściłem większośc z niej na lizaki z żetonami Mortal Kombat, Chupa Chupsy i automat z wyścigami, których nazwy niestety nie pamietam. Ale jezdzilo sie tam po róznych tematycznie trasach pokroju prehistorii i można było rozjeżdżać dinozaury, w sumie pograłbym w to sobie teraz na jakimś emulatorze.
Niestety nie kojarze tej gry, ale przypomniałes mi o celowniczku z dwoma karabinkami maszynowymi, który zaczynał sie od walki w nocy z jakimś helikopterem, a kończył tym, że jakaś kobieta, która była głównym bossem, mutowała w ogromnego robala. Aż mnie zachęciłes, żeby troche przekopać google w poszukiwaniu tego tytułu.
Tutaj także ci nie pomogę, jedyne ograne przeze mnie celowniczki arcade to Virtua Cop/ Time Crisis II ;)
Widze, że juz ktoś napomknął o moich przyszłych wypocinach. Spokojna głowa, robią sie i postaram się umieścić w nich wszystko co dotąd widziałem w Kraju Kwitnącej Wiśni, a widziałem całkiem sporo (:
A co do automatów w naszym kraju – cóz, jako osoba, która swój pierwszy kontakt z grami Segi miała właśnie na arcade moge podpisac się pod wszystkim, co powiedziano. Trochę mi brakuje tego, że obecnie majac wakacje nie wyskocze sobie na miasto uciąć partię w Daytone USA, bo najzwyczajniej nie ma już u mnie takich miejsc. Chyba skusze się i namówię kilkoro ludzi z ferajny na wypad do Krynicy Morskiej.
Uwazaj, bo smutni panowie w garniturach z dziarami powołujący sie na Yakuze odpowiednio zmotywują cię do pisania swoich wrażeń z podrózy do ich ojczystego kraju, bo inaczej myślami zaraz będziesz już nad naszym morzem, globtroterze :D
Spoko, Yakuze to ja mam w małym palcu – ograłem wszystkie możliwe częsci, łącznie z wydanym tylko u skośnookich Ryu Ga Gotoku Kenzan!, które to, jesli ktoś by mnie pytał o opinię, powinno obowiazkowo zostać wydane na rynku US/ Europejskim, bo gra wymiata (;
Cóż, jako osoba, która wciąz liczy chociaz na angielskiego patcha do Yakuza: Black Panther mogę tylko przyklasnąć takim żądaniom, zwłaszcza po ograniu „zakrzaczonego” dema, które, jak na mozliwości PSP, zrobiło na mnie wrażenie. Shenmue to to nie jest, ale czuć w tym klimat hitu od Yu Suzukiego :)
Aż się teraz rozglądam za automatami na Allegro. Za 300zł idzie wyrwać program PCB z Tekkenem 3 sprawne w 100%, do tego tylko 2 x arcade stick, wyświetlacz LCD, wszystko to zmontować, coś na obudowę i można w pokoju urządzać turnieje.
Ja musze zainwestowac w końcu w arcade sticka do swojego Dreamcasta, bo nazbieralem juz tyle bijatyk i chodzonych mordobić, że mój makaron aż sie prosi o ten kontroler.
http://allegro.pl/star-wars-trilogy-arcade-symulator-i1759271278.html
Chce ktoś mi zafundować albo się dorzucić? Obiecuje ładną videorecenzje i pozdrowienia dla sponsora xD