Szturmowcy z Gwiezdnych Wojen (a także ich klony z prequeli) są postaciami absolutnie kultowymi i doczekali się niezliczonych występów w serialach, grach, książkach i komiksach. Nieco inaczej do tematu tych ostatnich podszedł artysta Jon Bolerjack, serwując nam dobrze znane wizerunki republikańskiego klona z motywami charakterystycznymi dla klasycznych amerykańskich bohaterów (i łotrów), takich jak Venom, Kapitan Ameryka, Dr. Doom czy nie do końca klasyczny Leonidas, znany z 300. Nie przedłużając, zapraszam do galerii.
Polska jako rynek komiksowy nie ma lekkiego życia. Przez dorosłych jest on traktowany jako tanie historyjki dla młodszych, młodsi z kolei widzą w nich przede wszystkim przygody amerykańskich superbohaterów. Wielką krzywdą jest niedocenianie naszego własnego podwórka, które też ma czym się pochwalić. Jednym z koronnych dowodów na to jest Osiedle Swoboda autorstwa Michała „Śledzia” Śledzińskiego. Już na wstępie bez ogródek zaznaczę, że jest to dzieło niesamowite i nie żałuję żadnej wydanej na nie złotówki – a, trzeba przyznać, przepłaciłem srogo za swój własny egzemplarz.
Nowy Jork to najludniejsze i prawdopodobnie najbardziej charakterystyczne miasto Stanów Zjednoczonych. Nic więc dziwnego, że większość znanych z kart komiksów bohaterów (łotrów zresztą też) przeżywa swoje przygody właśnie w tej metropolii. Jeśli wiec jesteś fanem Spider-Mana i spółki, nie możesz przejść obojętnie obok mapy stworzonej przez serwis BuzzFeed. Co ciekawe, znalazło się na niej nawet miejsce dla niesławnego filmu o przygodach braci Mario.
Pewien użytkownik deviantART o nazwie Suzuran jest odpowiedzialny za ten sympatyczny art reprezentujący aż 54 postaci ze świata Marvel. Wszystko to w 8bitowym stylu z klasycznej sagi Mega Man.
Kick-Ass był jednym z najciekawiej zapowiadających się filmów tego roku. Kiedy już przejadły się nam kolejne blockbustery z superbohaterami, na horyzoncie pojawił się antybohater, który miał jednocześnie stylowo wyśmiać i oddać hołd komiksom o nadludziach w pstrokatych kostiumach. Historia nerdowatego nastolatka, grającego nocami w World of Warcraft i beznadziejnego w kontaktach z dziewczynami, który chce stać się bez żadnych mocy i gadżetów drugim Spidermanem – czy przeciętny miłośnik Marvela czy DC Comics mógłby wymarzyć sobie lepszy filmowy scenariusz?
Zakładam, że znacie Kida Paddle? Peeewnie, że znacie! Słynny jedenastoletni maniak gier komputerowych, powstały w głowie pana o pseudonimie Midam, znany jest chyba wszystkim miłośnikom krótkich komiksów i dobrego humoru. Kid, wraz ze swoją najbliższą paczką, uwielbia oglądać horrory klasy Z, dokuczać siostrze Kida, a salon gier z automatami wszelakiej maści, stanowi jego drugi (a może i podstawowy?) dom.
Ostatnio na Karawanie zrobiło się bardzo „kaczorowato”, za sprawą recenzji magazynu Kaczor Donald autorstwa Bandito. Postaram się tę passę utrzymać, pisząc recenzję serii opowiadań Życie i czasy Sknerusa McKwacza, o czym zapowiadałem zresztą prędzej w artykule o drzewie genealogicznym Donalda.
Zanim pojawił się „Kaczor Donald”, w latach 1991 – 1992 ukazywały się miesięczniki Mickey Mouse i Donald Duck. Oba te czasopisma skupiały się przede wszystkim na komiksach, czasami można było spotkać w nich konkursy, dowcipy czy też inne rubryki znane czytelnikom z najnowszych numerów „Kaczora Donalda”. W roku 1993 połączyły się w jedno czasopismo, od tego czasu dwutygodnik wydawany pod nazwą „Mickey Mouse”. To wydawnictwo ewoluowało zaś w wydawane do dzisiaj czasopismo „Kaczor Donald”.
Ben Templesmith i Steve Niles to dwaj mili panowie odpowiedzialni za bardzo dojrzały komiks jakim jest 30 Days of Night (w Polsce – 30 Dni Nocy). Temu pierwszemu zawdzięczamy to, co w komiksie cieszą nasze oczy, bo szata graficzna tego tworu na pewno nie należy do banalnych i odtwórczych. Ten drugi jest odpowiedzialny za scenariusz, tak po prostu. Co stworzyli, jak sobie poradzili i czy komiks rajcował mnie na tyle, bym się nim po nocach nacierał, dowiesz się z tej króciutkiej recenzji, lecz mam nadzieję, że treściwej.
Przychodzi zawsze taki czas, gdy trzeba przeczytać dobry komiks. Komiks po którym się powie „Cholera, to było dobre”. Do takich komiksów należy krótka seria Blacksad. Utrzymany w stylu kryminału noir zdobył szybko swoje grono zwolenników do którego należę i ja.
Wypuszczony przez Siedmioróg, (tomy 1 i 2, 2001 i 2003 rok) oraz Egmont (tom 3, rok 2007) twór Juan Diaz Canales (scenariusz) i Juanjo Guarnido (rysunek) – „Blacksad” opowiada historię Johna Blacksada, prywatnego detektywa. Żyjący w Nowym Jorku lat 50. XX wieku Blacksad jest typowym przedstawicielem gatunku noir, stylizowany jest na postać Philipa Marlowa, głównego bohatera książek Raymonda Chandlera. Świadczy o tym jego specyficzny sposób na życie, bajzel w mieszkaniu i ubiór.
Każdy z nas chciał kiedyś przenieść się do przyszłości, do świata zaawansowanej technologii, latających samochodów. Warren Ellis przedstawia nam niedaleką przyszłość w klimacie postcyberpunkowym. I jest to przyszłość, w której nikt z nas nie chciałby się znaleźć. Przyszłość, ukazana oczami kontrowersyjnego dziennikarza Pająka Jeruzalema, nie rysuje się różowo.
Osoby, które grały w jakąkolwiek część Harvest Moon – wiedzą jak ciężka jest praca na farmie. Co gorsza, nasza praca może być szybko zniszczona przez nieproszonych gości. O czym mówię? Koniecznie zajrzyjcie do rozwinięcia. Świetne wykonanie stworzone przez zespół z 2P Start.
Odpowiedź wydaje się prosta – zależy co wolisz – czytać, czy oglądać. A co z osobami, które lubią to i to? Jako, iż jestem najlepszym tego przykładem, postanowiłem przeprowadzić na sobie mały test. Sam nie wiem do czego wolę częściej zajrzeć, lecz dla porównania sprawdzimy, co lepiej wypada: komiks Asterix i Obelix, czy może jej animowana wersja?
Pod lupę weźmiemy przygodę głównych bohaterów w Brytanii. Sięgam więc po coś popularnego w Polsce, co wiele osób zapewne zna.
Najnowsze komentarze