Przez wszystkie lata istnienia konsol ujrzeliśmy dziesiątki (jak nie setki i tysiące) świetnych gier, które na zawsze zapisały się złotymi literami w historii branży. Rzadko kiedy wspomina się jednak o tytułach, które mogły namieszać… gdyby kiedykolwiek ujrzały światło dzienne. I to właśnie im będzie poświęcona druga odsłona cyklu o niewydanych grach.
Pamiętacie jeszcze przedświąteczną zrzutę na niewydaną pod koniec lat 90. konwersję Resident Evil na Gameboya Color? Jak się okazało, zakończyła się ona pełnym sukcesem (a przy okazji karawana dorzuciła do tego swoje 3 grosze) dzięki czemu możemy ją pobrać pod tym linkiem. Gra została wydana w dwóch wersjach, o różnicach między nimi możecie poczytać pod tym samym adresem ;)
Słysząc tytuł „Resident Evil” w mojej głowie rysuję się obraz kultowej już posiadłości na obrzeżach Raccoon City oraz wygłodniałych zombie, których jedynym celem było dorwanie się do naszych ciał. Młodsi gracze zapewne kojarzą tą serię z rzezi, jaką niesiemy w hiszpańskich i afrykańskich wioskach. Jak to wszystko zmieniało się na przestrzeni lat? Przyjrzyjmy się temu, sięgając pamięcią do samych początków powstawania serii.
Dawno, dawno temu Capcom planował wydanie portu pierwszej części Resident Evil na Gameboy Color. Pomimo tego, że gra została praktycznie ukończona (mówi się o wykonaniu 98% pracy), trafiła do kosza ze względu na zbyt mała moc kieszonsolki Nintendo. 12 lat później trafia się nam niespotykana szansa na zdobycie tego białego kruka i rozpowszechnienie go publicznie. Wymaga to nakładu finansowego rzędu 2 000 dolarów – termin zapłaty to Luty 2012 – aby to osiągnąć, gracz sygnujący się nickiem Kiff otworzył zbiórkę pieniędzy na forum Assembler Games, która jak na razie idzie świetnie – zebrano już 25% kwoty. Jeśli masz możliwość wsparcia projektu, to pamiętaj – liczy się każdy dolar!
Paskudne, rozkładające się zombie opanowały Raccoon City. Do walki z nimi przystępuje odważna policjantka o imieniu Jill. Kierując jej losami zauważamy, iż odwaga to nie jedyna cecha, jaką się wyróżnia. Dołóżmy do tego ponętność, którą atakuje nas przy poruszaniu zgrabnym tyłeczkiem i zauroczenie gotowe. Jakże niewiele nam trzeba ;>.
Biohazard. Seria, która od ponad 10 lat rozpala emocje jak żadna inna – tysiące sprzedanych kopii, blisko 15 odsłon (nie licząc edycji specjalnych czy konwersji – tego naliczyłem ok. 35). Seria zapoczątkowana w 1996 roku pierwszą częścią stała się z miejsca hitem i kolejnym system sellerem na PSX. Jednocześnie powstała też wersja na konsolę Sega Saturn, zaś rok później na PC. W 2006, koronując dziesięciolecie serii, Capcom postanowił jeszcze raz dać szanse zawładnąć umysłami graczy klasycznym zombiakom.
Tym razem nieumarli zamiast włóczyć się po ulicach Raccoon City opanowują statek Starlight. Czas więc naładować magazynki i ruszyć na krucjatę. Do dzieła!
Ostatnio mieliśmy szansę „podziwiać” grę planszową Monopoly z uniwersum Mario Bros. Teraz przyszedł czas na coś bardziej krwawego. Monopoly z nutką survival horror? Czemu nie. Plansza do gry została wykonana dość starannie, sporo motywów z projektu Umbrella + pozostawienie ducha Monopoly.
Motor specjalnie przygotowany na inwazję zombi: apteczki, granaty, maczeta, shotgun… W dodatku – jak widać na zdjęciach – już jakiegoś nieszczęsnego żarłoka przejechał. W rozwinięciu macie więcej zdjęć owego motoru, który z pewnością umiliłby życie Chris’owi Redfield i spółce…
Najnowsze komentarze