Najwięksi dranie ośmiu bitów #3 Bowser [Super Mario Bros.]
Bowser jest draniem, a w dodatku tchórzem. Nie powie on wprost Marianowi, w którym zamku ma go szukać. Przez to, biedny hydraulik zmuszony jest pokonać aż siedem jego fałszywych kopii, nim w końcu znajdzie tego prawdziwego.
O co w ogóle cały ten dym? Sprawa wagi niemałej – zły Bowser, zwany także King Koopą, porwał Princess Peach – dziewkę będącą lubą Mariana. Jakby tego nie było wystarczająco – Bowser grozi zawładnięciem całego Grzybkowego Królestwa. Co pozostaje więc biednemu przepychaczowi rur zrobić? Zaprasza do akcji swojego młodszego brata – Luigi’ego, i w dwójkę ruszają w pełną niebezpieczeństw podróż po murkach, chmurkach oraz znakach zapytania.
Zawsze ciekawiła mnie ta bezinteresowna pomoc Luigi’ego – skoro Peach nie była jego dziewczyną, lecz jego niedoszłą szwagrową, po co tak się angażował i ryzykował życie? Zresztą mniejsza o to, może Mario pozwolił mu po wszystkim iść razem z nią na lody, nie wiem, nie wnikam.
W każdym bądź razie, jak już mówiłem, nasi bohaterowie ruszają w podróż. Czekają na nich aż 32 etapy. W trakcie wędrówki zwiedzą 8 zamków, należących do okrutnego Bowsera. Zastanawiające jest, że na końcu każdego z nich, czeka na nas Toad z wiadomością, iż na darmo pokonaliśmy przed chwilą klona Bowsera, gdyż Peach gości jednak w innym zamku. Skoro z Grzyba taka błyskawica i siedem razy w ciągu gry przybywa na miejsce przez nami, po co w ogóle w tej grze Mario i Luigi? Po co w ogóle mamy grać w Super Mario Bros.? Może szanowny Toad sam uratuje księżniczkę, skoro taki z niego cwaniak?
Zamki, należące do Bowsera, to prawdziwe cuda ośmiobitowej architektury. Nieźle się tu bestia urządziła. O ile ktoś lubi takie piekielne klimaty, oczywiście. W zamkach napotkamy bowiem mnóstwo lawy, ognistych wiatraków, czy skaczących fireballi. Sam Bowser, jak i również siedem jego kopii, nie starają się klimatyzować pomieszczenia, ziejąc w nas latającym ogniem.
Co ciekawe, ostatnie zamki to już sprawa natury wręcz paranormalnej. Tu chyba graniczą ze sobą już dwa wymiary, ciężko mi powiem inaczej wytłumaczyć fakt, że korytarze zapętlają się i zapętlają i zapętlają… Bowser jest na tyle cwany, że każe nam pokonywać piętra jego zamku w odpowiednich kolejnościach. Inaczej – nici z uratowania księżniczki.
Swoją drogą – po dziś dzień nie rozumiem, jaki cel miał Bowser w porwaniu księżniczki. Co chciał tym osiągnąć? Zwabić do siebie Mario? Być może. Jednak pewnie nigdy się tego nie dowiem, gdyż w tej grze nie ma żadnego wyjaśnienia. Skoro tak bardzo chciał spotkać hydraulika – dlaczego nie czekał na niego w pierwszym zamku? Albo lepiej – przy pierwszej rurze w world 1-1!
Po całej tej męczącej wędrówce, spodziewamy się jakiejś epickiej walki z tym przerośniętym jaszczurem. Jakiegoś wyzwania, nieludzkiego wysiłku, heroicznej walki! Gdzie tam… Mario/Luigi mogą sobie swobodnie przejść pod Bowserem, gdy ten podskoczy… Pytam się – co jest kurde?! Na nic więcej cię nie stać, panie Ku.. Koopa? W takim razie, po co ty w ogóle majaczyłeś coś o podboju królestwa Mushroom? Jak chciałeś je podbić? Podskakując i rzucając młoteczkami? O litości… Już Goombasy mają w sobie więcej ikry.
Po całym tym wielkim starciu, hydraulicy wrzucają niemilca do lawy i ratują księżniczkę. Tak, tym razem zdążyliśmy przed tym skubanym Toadem.
A Bowser? Cóż, liże rany, wziął urlop zdrowotny na czas trwania Super Mario Bros. 2 i wróci do walki w części trzeciej. Obawiajcie się! A może i nie…?
Smoczek zaprosił do zabawy całą swoją rodzinę. No, może nie całą, ale całe liczne potomstwo, to jest siedmiu swoich synów – Koopalings. Oczywiście, jak na ośmiobitowego drania-tchórza przystaje, najpierw zasłania się on wspomnianymi maluchami. Sam natomiast czeka na nas na samym końcu gry. Czy trochę poćwiczył? Na pewno tak – tym razem skacze już nieco wyżej i skuteczniej. Na tyle skutecznie, aby rozwalać murki, po których porusza się Marian w finale. Poza tym – nadal jest miękki i nie stanowi większego wyzwania. Przebudował za to swoją siedzibę i teraz już naprawdę trudno jest dotrzeć do jego komnaty.
Gdy uważniej się przypatrzymy, spostrzeżemy, że Bowserek zafundował sobie u fryzjera nową fryzurkę – teraz występuje w wersji „Michał Wiśniewski irokez”, to jest na czerwono i na żel. W takiej fryzurze, Bowser występować będzie już w każdej kolejnej grze z serii. Cóż, fryzjer nie odwalił najwidoczniej fuszerki…
A nad czym spędził nasz drań tyle czasu, jaki niecny plan wykombinował w swojej czerwonej główce? Nie zaskoczę Was – przez trzy lata, Bowser planował, jak po raz kolejny… porwać Peach. Tym razem dodał jednak nieco komplikacji. Z pomocą synów zamienił siedmiu panujących w Mushroom Kingdom w zwierzęta oraz każdemu z nich zabrał magiczną różdżkę (wtf?! To poważni królowie, czy jakieś dobre wróżki?). Jak się później okazuje, misja ratunkowa przeprowadzona przez braci Mario, miała na celu odsunięcie ich od Princess Peach, przez co Bowser mógł bez problemu ją porwać… Łał. Tchórz…
Bowser to bez wątpienia bardzo dobrze znana postać w świecie gier komputerowych. Tym bardziej dziwi fakt jego tchórzostwa i braku posiadania jakiejkolwiek mocy. Z czym do ludzi? Nie stanowi on dla małych braci żadnego wyzwania, wyręcza się rodziną i porywa księżniczkę, samemu nie wiedząc chyba w jakim celu. To ma być czarny charakter na skalę świata Mario? Phew, już Hammer Bros. stanowią wyższą poprzeczkę od tego cwaniaczka, a nasz Smok Wawelski zjadłby go na podwieczorek.
Znów ten sam artykuł?
@dzikq
http://karawana.eu/index.php/przywrocenie-bazy-danych/
Daf -> http://i44.tinypic.com/25886pv.jpg Nieco światła na sprawę :)
Bowser bez wątpienia zalicza się do największych retro-drani, łatwych, lecz drani.
Ciekawy tekst, z uśmiechem od ucha do ucha go czytałem :)