Recenzja – Die Hard Arcade
Lata 90. to okres kiedy beat’em upy (potocznie nazywane ‚napierdzielankami’) przeszły metamorfozę do pełnego trójwymiaru. Jednym wyszło to na dobre, innym nieco mniej. Na szczęście opisywany pacjent ma się czym pochwalić, bowiem Die Hard Arcade jest prawdopodobnie najlepszą chodzoną bijatyką w 3D jaką kiedykolwiek stworzono.
Umówmy się co do jednego – John McClane nie ma szczęścia do gier opisujących jego przygody. Adaptacja na NES-a była małym potworkiem, którego przejść potrafił chyba tylko prawdziwy desperat, zaś późniejsze egranizacje pokroju pecetowego Nakatomi Plaza czy konsolowego Vendetta były albo słabe, albo co najwyżej przeciętne.
Trochę kiepsko jak na najlepszy film akcji w historii kina, nieprawdaż?
A przecież wystarczyło tylko dobrze wykorzystać patent z opanowanym przez terrorystów budynkiem, który za zadanie ma odbić nasz niezwyciężony policjant, obijający pyski kolejnym zakapiorom i uparcie dążący do skopania czterech liter ich szefowi. Jasne, tą metodą szły chyba wszystkie gry żerujące na marce, jednak wykonanie każdej z nich wołało o pomstę do nieba. I właśnie wtedy na arenę wkracza Die Hard Arcade – i nie będę owijał w bawełnę, ta gra kopie dupę z uśmiechem na ustach cedząc w naszą stronę „Yupikayey, motherfucker!”
Gra, stworzona w 1996 przez Sege została wydana w Japonii pod nazwą Dynamite Deka. Najprościej rzecz ujmując był to duchowy spadkobierca klasycznych dwuwymiarowych gier typu beat’em up takich jak Double Dragon czy Streets of Rage, opatrzony pełnym trójwymiarem i prawdopodobnie najlepsza licencją, jaką można było pozyskać na jej potrzeby.
Historia jest prosta i zarazem „szklanopułapkowa” do bólu. Jako John McClane wraz z naszą partnerką (istnieje opcja dwuosobowego co-opa) zostajemy przetransportowani do wieżowca opanowanego przez terrorystów, mając przed sobą trzy cele: skopać tyłki przeciwnikom stajacym nam na drodze, uniemożliwić im kradzież znajdującego się w budynku złota oraz uratować córkę prezydenta, która pechowo znalazła się w środku tego ambarasu. W wykonaniu zadania pomogą nam też liczne bronie, porozsiewane po lokacjach – pośród nich odnajdziemy pistolety, karabiny maszynowe, miotły, wyrzutnie rakiet, gaz pieprzowy czy siekiery strażackie. Nasi przeciwnicy potrafią się również nimi posługiwać oraz wyrządzić nam przy ich pomocy realną krzywdę. Oprócz zwykłych płotek do bicia (które w grupie potrafią nam przysporzyć niemałego kłopotu) od czasu do czasu stawimy czoła bossom, którzy są z reguły więksi od pozostałych oponentów i posiadają odpowiednio dłuższy pasek życia. Oprócz wspomnianych wyżej środków mordu naszym bohaterom oddano dość wąski, ale skuteczny wachlarz ciosów – uderzenie pięściami, solidne kopniaki oraz kop z półobrotu (mocarny, ale odbierający nam nieco z paska życia) to w zasadzie wszystko co mamy do dyspozycji, jednak tutaj warto zadać pytanie, czy cokolwiek więcej jest nam potrzebne – mi się tak nie wydaje. Ponadto od czasu do czasu natrafimy na Quick Time Eventsy, których niepowodzenie oznacza dla nas stoczenie kilku dodatkowych walk.
Przy okazji walki warto nadmienić, że gra pochodzi z czasów, gdy hitowe produkcje potrafiły mieć hardkorowy poziom trudności – tutaj nie jest on może nieludzki, ale chylę czoła przed tym, kto dotrze do ostatniego bossa tracąc tylko 3 creditsy.
Patrząc na oprawę gry przez pryzmat roku wydania prezentowała się ona imponująco – modele postaci są dopieszczone i zróżnicowane, wybuchy szalenie efektowne, zaś otoczenie zaprojektowane z pomysłem. Muzyka… muzyka po prostu jest. Nie przeszkadza, momentami nieźle buduje klimat napięcia, ale brakuje w niej kawałka, który szczególnie zapadałby w pamięć – ot, zwykła rzemieślnicza robota, typowa dla większości gier z automatów.
Die Hard Arcade nie posiada niemal żadnych słabych punktów. To diabelnie dobra, klimatyczna i wciągająca produkcja, do której będę wracał raz za razem – i zawszę będę bawił się równie dobrze. Jeśli ktoś lubuje się w filmach akcji sprzed dwóch dekad i szuka gry w tych klimatach nie wyobrażam sobie, by nie sięgnął po automatową wersję Szklanej Pułapki. To samo tyczy się osób, którym jest tęskno do czasów gdy Sega tworzyła hit za hitem, będąc synonimem arcadowej rozrywki.
PS. Gra doczekała się portu na Sege Saturn oraz na PS2. Na Dreamcasta pojawiła się jej kontynuacja pod tytułem Dynamite Cop (w Japonii Dynamite Deka 2). Była ona wciąż niezła produkcją, ale zmiana klimatu jest niestety zauważalna. To jednak wciąż gra warta grzechu!
Oj widzę, że mamy podobne wspomnienia z salonów:) U mnie Die Hard leżał akurat obok Tekkena 3 i trzeba przyznać, że gierka wymiatała jak na tamte czasy. Zawsze brakowało mi w innych tytułach potem, nawet na PSXie, takiej gry akcji i tego wykorzystania przerywnika z naciskaniem buttona w odpowiednim momencie. Die Hard jest faktycznie trudny. Nawet na emu kiedyś z kumplem mieliśmy problemy z ukończeniem tej gierki i to chyba plus. Nie wiedziałem o wersji na PS2 więc już takowej szukam ;)
@Bodzio
Jakbyś nie znalazł, wygoogluj „Sega Ages: Dynamite Deka”, nie ma bata żeby nie znalazlo ;)
Ponad tygodniowe milczenie sprawia że jestem coraz bardziej przekonany, że powinniście stworzyć wspólną Geek Karawanę.
No to jak z tym zakopaniem topora wojennego i przejście na wspólną ścieżkę pokoju z Geek Worldem?
wygląda na to że serwis jest martwy… a szkoda bo byłoby fajnie zobaczyć choć jeden nowy wpis w miesiącu :/
Cieszycie sie, że geek-world.pl upadło? JA TAK !
To kiedy kolejny reset serwisu?
Karawana Wake UP!
:D
i teraz karawana upadla? ;( dlaczego? dlaczego mi to robicie? ;(
No właśnie, macie jakieś plany na reaktywacje, czy karawana is dead?
Uwielbiam wracać do przeszłości, bo to zupełnie inny świat-dla mnie lepszy, a już w szczególności lata, w których jeszcze nie było mnie na świecie. Staromodna dusza? Zdecydowanie we mnie siedzi. Ale lubię to. I lubię ludzi , którzy mają szacunek do tego co było. Pozdrawiam!
@gościu
Plany na reaktywacje są w fazie zaawansowanych prac, jednak pochwalimy sie tym jak już będziemy mieli czym :)