Recenzja – Kick Ass
Jakiś czas temu zabrałem z kina ulotkę nadchodzącego filmu KICK-ASS. Zamaskowany jegomość w bojowej pozie zwiastował komedię zahaczającą o tematykę superbohaterów. Do tego wysublimowany przymiotnik zaczerpnięty z języka młodzieży i polskich celebrytów (ten pochodzący od wulgaryzmu „jebać”) sprawił, że spodziewałem się najwyżej średniej produkcji. Wczoraj doszło do konfrontacji moich oczekiwać względem filmu z samym dziełem. I od razu przyznaję, że śmiało mogę podpisać się pod stwierdzeniem wydrukowanym na drugiej stronie ulotki: Wybuchowe połączenie Kill Billa Quentina Tarantino z humorem w stylu Guya Ritchiego (Przekręt, Sherlock Holmes). Mało tego, postaram się dodać do tej laurki kilka własnych spostrzeżeń, które zaświadczą o świetności niepozornego KICK-ASSa.
Film zaczyna się jak typowa amerykańska produkcja dla nastolatków. W rolę narratora wciela się licealista, który, jak sam twierdzi, z grona rówieśników nie wyróżnia się kompletnie niczym, charakteryzując się do tego niewidzialnością dla fajnych dziewczyn. Typowy loser i geek, który wolny czas spędza przed telewizorem lub komputerem. Jedyne hobby, jakie można mu przypisać, to (oprócz onanizmu) czytanie komiksów o superbohaterach. I tak, żyjąc sobie z dnia na dzień, gapiąc się na biust anglistki i wzdychając do nieosiągalnej Katie, nasz bohater wpada na pomysł, żeby wcielić się w rolę superherosa. W końcu pomaganie ludziom i walka z przestępczością to świetny sposób na przełamanie rutyny, a do tego generator życiowego celu. Jak pomyślał, tak zrobił. Zamówił przez internet zielono-żółtą piankę dla płetwonurków i uzbrojony w jedną pałkę ruszył w miasto. Wspomnę tylko, unikając niepotrzebnych spoilerów, że pierwsza walka z przestępczością zakończyła się poważnymi urazami i hospitalizacją…
Reżyser Matthew Vaughn, odpowiedzialny również za świetną ekranizację książki Neila Gaimana Stardust/Gwiezdny pył, stworzył bardzo nietypowy obraz. Z jednej strony można się było spodziewać prostej komedyjki, a nawet pastiszu o ludziach ubranych w kolorowe kostiumy i po części to otrzymujemy. Z drugiej strony mogła z tego wyjść, nie skreślając motywu o superbohaterach, produkcja w stylu Scary Movie czy American Pie, gdzie prostackie gagi związane z seksem i ogólną mentalnością nastolatków bawiły, ale do czasu. KICK-ASS jest zaś swoistą mieszaniną wybuchową. Obok żartów ze stereotypowych zachowań dojrzewających chłopaków mamy do czynienia z nader realistycznie prezentowaną przemocą. Porównując do wspomnianego Tarantino, którego przedstawienie poziomu brutalności i jej charakter (chociażby w Kill Bill) kierowało się w stronę kiczu, tak przemoc według Matthew Vaughna jest jak najbardziej realna i przejmująca. Hektolitry krwi z odcinanych członków zastąpił prostym ciosem piąchy uzbrojonej w kastet. Jest sporo skakania po głowie leżącego, uderzenie nożem w brzuch itp. I trzeba przyznać, że brutalność nie jest koloryzowana czy ukrywana. Pod tym względem jest naprawdę poważnie. Ale z drugiej strony nie brakuje scen, w których widowiskowy balet śmierci, trochę rodem z filmów kung-fu, trochę a’la występu Punishera, wywołuje autentyczny uśmiech na twarzy widza. I nie chodzi wcale o sadystyczne aparycje odbiorcy, a jedynie świetnie poprowadzone sekwencje, w których sugestywne akty przemocy łączą się z nie do końca poważnym charakterem całej produkcji.
A jeżeli już o tych sekwencjach mowa, warto przejść do kolejnego ważnego punktu programu – ścieżki dźwiękowej. Powiem wprost, KICK-ASS to pierwszy film, po obejrzeniu którego zapragnąłem wejść w posiadanie soundtracku na oddzielnej płycie. Trudno jest mi to opisać, bo nie mam zamiaru wymieniać listy utworów czy artystów zaangażowanych w ten element produkcji. Dlaczego? Bo konkretne numery są tak dobrane, że idealnie pasują do scen, w których mało kto by się ich spodziewał. Króluje tu przede wszystkim Hit Girl i jej sekwencje walki – istne mistrzostwo świata, które TRZEBA zobaczyć i usłyszeć.
KICK-ASS to nie lada zaskoczenie i jeden z najlepszych filmów, jakie widziałem na przestrzeni kilku miesięcy. Momentami absurdalnie zabawny, nie jest na szczęście filmem w stylu another teen movie. Pełen sugestywnej przemocy, świetnie pomyślanych postaci (Nicolas Cage w roli Batmano-Punishera, wspomniana Hit Girl czy Red Mist) i obłędnych scen walki posiada jednocześnie prostą fabułkę, która wcale nie psuje efektu. To świetnie nagrana całość, przerywana salwami śmiechu z widowni. Majstersztyk dla wszystkich fanów amerykańskich komiksów i filmów Tarantino, choć nie ma tu mowy o jakimkolwiek naśladownictwie – po prostu czuć ducha jego produkcji. I na sam koniec, bicie 11-latki nabiera w tym filmie zupełnie nowego wymiaru, jakkolwiek niepokojąco by to nie zabrzmiało. Po prostu trzeba obejrzeć.
Zgadzam się z autorem recenzji:) Dla mnie film był rewelacyjny!!:D Muszę zabrać się teraz za komiks;)
Nie miałem pojęcia co to za film, widziałem jedynie zwiastun w kinie. I szczerze powiem, że konkretnie mnie od samego filmu odrzucił.
Świetna recenzja, plakaty rozwieszane tu i ówdzie solidnie mnie odrzuciły i sprowokowały do osiągnięcia stanu wyższej niechęci wobec jegomościa w zielonym kostiumie. Po przeczytaniu materiału, dam chyba jednak tej pozycji drugą szansę.
Jestem świeżo po obejrzeniu filmu.
Wyczekiwałem go od kilku miesięcy i nie zawiodłem się! Całość jest genialna, soundtrack dobrany idealnie (aczkolwiek często zaskakiwał), no ideał. Mogę tylko jedno zarzucić tej produkcji- wstawki komediowe w niektórych momentach były zupełnie niepotrzebne.
Thn:) Zgadzam się;) Po seansie w kinie odrazu ściągłem soundtrack:) Jest kapitalny!
Dla mnie to rewelacyjna produkcja;) Warto dać szansę;)
To w Polsce film obiegł już kina?
W Hiszpanii pojawi się dopiero w połowie maja ;/
leci od 16 kwietnia :)
Dla mnie film był cóż mówić totalnym chłamem. Przewidywalny, kiepsko wykonany, żałuję trochę straconego przy nim czasu.
Wyrywam chwasta !
Widziałem ten film na komputerze w pewnym sensie się zawiodłem ale w pozytywny sposób. Otóż oczekiwałem następnej kiczowatej amerykańskiej komedii a dostałem głęboki miejscami wzruszający film. I za to reżyserowi należy się szacunek. jeśli obejrzeliście ten film i podobała wam się konwencja to polecam także DEFENDOR (coś w podobnych klimatach a miejscami jeszcze bardziej wzruszający)