Home > Gry, Recenzja PC, Recenzja PS3, Recenzja Xbox 360 > Recenzja: Call of Duty: World at War

Recenzja: Call of Duty: World at War

O tron najlepszej strzelanki osadzonej we współczesnych realiach walczą aktualnie dwie gry: zeszłoroczny Modern Warfare 2 i niedawno wydany sequel Bad Company. Nie sposób nie zauważyć, że brać developerska w grach fps radykalnie odchodzi od tematyki historycznych starć właśnie na rzecz osadzania najnowszych tytułów w „dniu dzisiejszym”. Najlepszy przykład nadchodzącego Medal of Honor, który przechodzi z frontów II WŚ na pustynie Afganistanu.

Czym jest podyktowane takie działanie? Czyżby graczom znudziło się już strzelanie do nazistów? A może genialny Modern Warfare (pierwsza gra z serii CoD nie osadzona w latach 1939-1945) zapoczątkował nową modę, której dalszy ciąg stale obserwujemy? Można się zastanawiać, a tymczasem chciałbym przybliżyć piątą część Call of Duty, wracającą do okopów pod Berlinem i na odległe tereny wysp japońskich. Gra ukazała się pod koniec 2008 roku, kiedy to losy „drugowojennych” strzelanek konsolowych jeszcze nie były do końca przesądzone.

Każdy, kto po ograniu Modern Warfare zasiadał do World at War z pewnością miał konkretne wymagania. CoD4 rozpieścił graczy świetnymi, filmowymi zagrywkami i sekwencjami, już pierwszy etap na statku powodował opad szczęki. Krótko mówiąc, momentalnie grało się w to jak w świetny film akcji. World at War (przypomnę, że tworzył ją zespół Treyarch, zaś za obie części MW dziękujemy Infinity Ward) aż tak filmowy nie jest, choć nie można grze odmówić świetnych rozwiązań, które zaskakują, trzymają w napięciu i ogólnie przyczyniają się do zgrabnego przedstawienia historii młodego żołnierza.

A tak właściwie, to dwóch żołnierzy, gdyż grając w CoD5 przejmiemy sterowanie nad amerykańskim marines rzuconym w wir walki na Pacyfiku, jak i wcielimy się w postać szeregowca z armii czerwonej. Przeplatanie się losów dwóch postaci znamy już z CoD4, tutaj ten pomysł sprawuje się równie dobrze i czyni rozgrywkę jeszcze ciekawszą. Po mozolnym przedzieraniu się przez pułapki Japończyków przyjdzie nam walczyć w ruinach Stalingradu, wypierać Niemców pod sam Berlin, dalej przeskok do amerykańskiego samolotu walczącego nad Pacyfikiem itd. Zróżnicowanie jest duże, zawsze się coś dzieje, więc nie można narzekać na wszechogarniającą nudę, kilometrowe okopy czy ciągłą dżunglę. Podobnie z zadaniami do wykonania. Owszem, większość misji polega na dotarciu z punktu A do B, ale przyjdzie nam w międzyczasie podkładać ładunki wybuchowe, organizować nalot, niszczyć gniazda moździerzy czy, wracając do wspomnianego Stalingradu, wykonać egzekucję ze snajperki na pewnym dowódcy armii Hitlera.

Lokacje są zróżnicowane, podobnie jak uzbrojenie, które jest całkiem znaczącym aspektem fps’ów. Nie ma się co spodziewać cudów, każdy kto grał w jakąkolwiek grę o II WŚ z łatwością pozna obecny arsenał. Zresztą, trudno jest oczekiwać jakiejś rewolucji, stąd przyjdzie nam postrzelać wysłużonymi, jednostrzałowymi sztucerami, trafi się kaem, charakterystyczna „pepesza” z okrągłym magazynkiem, shotgun, snajperka, rakietnica itp. Standardowy zestaw, do których dochodzi innowacyjna strzelba zaopatrzona w bagnet (znacznie wydłuża zasięg ataku melee i zastępuje machnięcie nożem) czy miotacz ognia. Są też obecne granaty, ładunki detonowane z odległości, pociski moździerza, a nawet koktajle Mołotowa (na marginesie, jest to nazwisko stalinowskiego ministra spraw zagranicznych, który niekoniecznie wymyślił ten wynalazek), używane przez czerwonoarmistów.

Nie może też zabraknąć słowa o przeciwnikach, którymi w tej grze są niemieccy i japońscy żołnierze, jakby ktoś się jeszcze nie zorientował. Niestety, przy tej okazji muszę wypomnieć bardzo poważny błąd gry. A mianowicie, sztuczną inteligencję (a raczej jej brak) sterowanych przez konsolę postaci. Momentalnie w ferworze walki wstrzymywałem ogień, żeby poobserwować tych biednych idiotów. Trudno jest mi zastąpić to wyrażenie jakimkolwiek eufemizmem. Sytuacja, kiedy Japończyk/Niemiec stoi na wprost mnie i ani myśli o schowaniu się za cokolwiek jest nagminna. Oczywiście o strzelaniu nie zapomina – jeszcze tego by brakowało. W CoD5 powtarzany jest błąd, kiedy to zagrożeniem jest wyłącznie duża grupa wrażych sił na małej powierzchni. W innych sytuacjach możesz chować się za murem, co jakiś czas posyłając strzał w łeb wroga, a tymczasem inny żołnierz „zakradnie” się od tyłu i będzie strzelał do ciebie z dwóch metrów (zamiast podbiec i zaatakować nożem, jak to się czyni grając w multi). Żenada, niestety często występująca. Nie lepiej jest pod tym względem z naszymi towarzyszami. Podam przykład, kiedy strzelanina na plaży trwała tak długo, aż osobiście nie wykończyłem ostatniego Japończyka, dumnie celującego zza worka z piaskiem. Cel podany jak na dłoni, a tuzin moich kompanów był bezradny. Aha, cały czas mówię o poziomie trudności Normal.

Call of Duty: World at War oferuje naprawdę ciekawą kampanię dla jednego gracza, zróżnicowaną i trzymającą w napięciu. Nie ma mowy o nudzie czy nużącym eksplorowaniu pustych korytarzy, co w tego typu grach jest, według mnie, podstawą. Niestety, zabrakło tej filmowości znanej z poprzednika. Jak już wspomniałem, jest kilka fajnych, skryptowanych momentów, ale jednak to nie ta skala, co w przypadku CoD4. Podobnie jest z grafiką, która nie zrobiła na mnie aż tak dużego wrażenia, jak Modern Warfare. Nie jest źle (poza twarzami kompanów), ale czegoś brakuje. Za to do udźwiękowienia nie mam zastrzeżeń. Gra muzyka, słychać wystrzały, głosy konających i charakterystyczne „Banzai!”. Można się dobrze wczuć.

Na sam koniec, nieco po macoszemu, wspominam o trybie multiplayer, który w „piątce” jest baaardzo rozbudowany. Po pierwsze, grę można przechodzić kooperacyjnie (dwóch graczy na split screenie, do 4 po sieci), co już jest dużym plusem, gdyż wielu grom (Modern Warfare 1/2, Killzone 2) tego brakuje. Po drugie, klasyczny tryb multiplayer (do 18 graczy) ze znanymi wszystkim Deatchmatch, CTF itd. Są znane z „czwórki” perki (dodatkowe umiejętności), nagrody za serie zabić (sfora psów, najazd czołgów) i oczywiście zdobywanie punktów doświadczenia/rang/nowych broni etc. Ten tryb został doskonale przeniesiony w realia II WŚ i dla wielu graczy stanowi trzon rozgrywki. Po trzecie, wprowadzono nową zabawę – Nazi Zombies. Jest to wariacja na temat odpierania kolejnych fal atakujących wrogów, w tym wypadku nieumarłych nazistów, w którym czterech graczy stara się przeżyć jak najdłużej, zdobywając punkty i wymieniając je na mocniejsze bronie etc. Uczucie oblężenia i niechybnie nadchodzącej klęski zapewnione.

Po World at War sięgnąłem dopiero parę dni temu, gdyż po ograniu Modern Warfare 1 i 2, Killzone 2, godzinach spędzonych w becie Battlefield BC2 szukałem czegoś innego. A że nie zaznałem dotychczas wielu fps’ów o tematyce II WŚ i byłem przekonany do serii CoD (co prawda dzięki teamowi Infinity Ward), mój wybór padł na CoD5, z czego jestem jak najbardziej rad. WaW to kilka godzin (u mnie były to trzy posiedzenia) intensywnej i zróżnicowanej kampanii. Do tego dodajemy rozbudowany tryb wieloosobowy i otrzymujemy tytuł, po który warto sięgnąć nawet po 1,5 rocznej obecności na rynku. Polecam.

Ocena:


8/10





Tagi:Tagi: , , ,


  1. Axi0maT
    29 marca, 2010 at 13:42 | #1

    Wiekszosc osob uwaza ze II wojna swiatowa jest juz wyeksploatowana pod wzgledem gier FPS, ale ja osobiscie czekam na shootera ktory zaoferuje nammozliwosc zagrania po stronie panstw OSI. Przeciez po tamtej stronie tez byly spektakularne sukcesy, wiec nie rozumiem dlaczego nie daje sie takiej opcji kiedy np. w strategiach jest to powszechnie spotykane.

    Sama recka calkiem spoko, chociaz w wielu miejscach chyba troche zbyt krytycznie ;)

  2. Adept
    29 marca, 2010 at 14:57 | #2

    Axi0maT, bo niestety istnieje opinia, że gdyby była możliwość grania tymi „złymi”, to gra nie sprzedałaby się oraz wywołała skandal w mediach, argumentując to faktem, że wyszła gra w której młodzi ludzie zatracają granicę między tym kto był ofiarą, a kto napastnikiem w wojnie. Nie mówiąc już o tym, że zawsze o wiele lepiej gra się zwycięzcami. I na tym się bazuję firmy. Strategie okej, ale zauważ, że FPSy są o wiele bardziej realistyczne i moim zdaniem producenci boją się wydawać takie tytuły. Popatrz na to jaki szum był związany z grą „Resident Evil 5”, została uznana za grę rasistowską, bo biały człowiek strzela do czarnych mieszkańców Afryki, nikt jednak nie krzyczał, że w poprzednich częściach ginęła biała rasa. Tak samo „Call of Duty: Modern Warfare”. Wielkie kontrowersje odnośnie misji na lotnisku, gdzie zabijamy cywili. Znowu ludzie nie rozumieją, że to tylko gra komputerowa i stąd głosy o rasizmie czy o gorszącej brutalności, bo biednych cywilów można zabić. Dlaczego tak się dzieje? Przez przesadną poprawność polityczną. I właśnie dlatego nie będzie realistycznej gry „strzelanki”, która będzie traktować o historii państw osi. Bo zaraz podniosły by się krzyki ludzi, którzy z grami komputerowymi nie mają nic wspólnego, ale krzyczą, że „granica została przekroczona” etc.

  3. Inlagd
    29 marca, 2010 at 15:19 | #3

    Przy okazji realistycznych tematów poruszanych w grach i ich realizmie w ogóle, to od jakiegoś czasu ostatnią rzeczą jakiej szukam w grach jest właśnie realizm. Jakoś tak mam go wystarczająco dużo poza nimi.

  4. guzik
    29 marca, 2010 at 16:14 | #4

    odnośnie grania „tymi złymi” – warto postawić sobie pytanie, czy wojska Stalina były „dobre” (jakkolwiek infantylnie by to nie brzmiało), szczególnie mając w pamięci 17.09.39 r. Tak to już jest, że historia rzadko bywa czarno-biała. Ale panuje wspomniana poprawność polityczna, przez co Niemcy nie wypuszczą gry o swoich zwycięstwach (chociaż kiedyś coś już było na PC, nie?). Krótko mówiąc, CoD5 to bdb gra, a jak kogoś zmotywuje do poznania realiów tam przedstawionych i nie postrzeganie wszystkiego przez pryzmat dobry/zły, to tym lepiej. Warto wiedzieć, jak doszło do popularyzacji postaw nacjonalistycznych w Japonii, sprzymierzeniu się z Hitlerem itp.

  5. Pethaf
    29 marca, 2010 at 16:42 | #5

    Recenzja jest bardzo dobra, ale nieco wykracza poza retro, może za jakieś 20 lat będzie tu pasować.

  6. Bandito
    29 marca, 2010 at 16:58 | #6

    Pethaf nie samym retro człowiek żyje ;d

  7. Axi0maT
    30 marca, 2010 at 06:33 | #7

    Adept, RTSy czy nie to jednak strategie umozliwiaja taka rozgrywke. W miare „swiezy” (jak dla graczy retro) „Company of Heroes” jest tego najlepszym przykladem. Czy ktos protestowal ze mozna tam grac niemcami? Nie. Odnosnie tego ze lepiej grac zwyciezca, to warto zauwazyc ze rowniez panstwa OSI odnosily spektakularne sukcesy na polu bitwy i takie momenty warto by poruszyc. Poza tym w niemal wszystkich grach FPS osadzonych w realiach II wojny swiatowej przewija sie operacja Market Garden ktora byla jedna z najwiekszych porazek aliantow, a wiec nie tylko granie zwyciezcami jest ok. Problemem jest fakt ze gry z tej serii tworza w zasadzie amerykanie ktorzy maja swoja wlasna wizje na temat wojny. A przeciez w konflikcie bralo udzial wiele narodow i wszedzie dzialo sie cos ciekawego. Wystarczy odpowiednio przygotowac scenariusze rozgrywki a to po ktorej stronie jestesmy to juz chyba najmniej istotna sprawa – gracz identyfikuje sie z glownym bohaterem gry bez wzgledu na to kim on jest… ze wspomne chociazby Postala…

  8. kuba
    30 marca, 2010 at 22:00 | #8

    Ile razy można grać w to samo. Czekam na gierę gdzie będe wreszcie niemieckim soldatem, albo kimś z Waffen SS hehe.

  9. Nyu
    1 kwietnia, 2010 at 09:10 | #9

    World at War miał bardzo fajnego singla, ale multi nie mógł się równać do MW.

  1. Brak jeszcze trackbacków