Cowboy Bebop – Kosmiczny blues w najlepszym wydaniu
Refleksji na temat anime ciąg dalszy. Dzisiaj na pierwszy ogień idzie serial, który prywatnie darzę ogromnym sentymentem, a jest nim Cowboy Bebop autorstwa Shinichirō Watanabe.
Akcja anime przypada na lata 70. XXI wieku. Ziemia, jaką znamy, jest już tylko cieniem dawnego świata, zdewastowanym przez nawiedzające ją meteoryty. Ludzkość w celu przetrwania zasiedliła inne planety oraz sztuczne satelity (warto wspomnieć, że nie znaleziono nigdzie obcych form życia). Proces kolonizacji doprowadził do zwiększenia poziomu przestępczości, wobec którego policja była bezradna. I właśnie w tym momencie do akcji wkraczają łowcy głów, tacy jak główni bohaterowie historii. Spike Spiegel i Jet Black, bo o nich mowa, przemierzają kosmos na pokładzie statku Cowboy Bebop, zarabiając na życie polowaniami na poszukiwanych listem gończym osobników. Praca ta naturalnie wiąże się z ogromnym ryzykiem i niepewnością jutra, jednak nic nie przygotowało dwójki partnerów na spotkanie z osobami, które wkrótce zasilą ich kompanię. Faye Valentine i Ed (a właściwie Edward Wong Hau Pepelu Tivrusky IV, jak sama siebie nazywa) to dwie niewiasty, które przysporzą dwójce łowców niemałych kłopotów, ale jednocześnie wprowadzą dużo kolorytu w ich życie. Faye jest drobną oszustką, która w wyniku katastrofy wrót nadprzestrzennych (które to doprowadziły ziemię do katastrofy) została zahibernowana i wybudzona kilkadziesiąt lat później, przy okazji tracąc pamięć. Z kolei Edward (tak, to dziewczyna) jest 13-letnim hakerem, który to, delikatnie mówiąc, jest tak samo stuknięty co genialny, reprezentując wraz z psem Einem humorystyczny element animacji. Zróżnicowanie całej załogi to ogromny plus dla ogólnej oceny, zwłaszcza, że pomimo tak wielu różnic, Spike, Jet, Faye i Ed, mają coś, co łączy ich bardziej niż im się wydaje.
Bez wahania mogę już teraz stwierdzić, że Cowboy Bebop jest jednym z najważniejszych i najlepszych anime jakie miałem przyjemność oglądać. Jeśli miałbym wskazać jakikolwiek słaby punkt serialu…to zwyczajnie nie potrafię go odnaleźć. Fabuła została poprowadzona w mistrzowski sposób, łącząc w sobie elementy charakterystyczne dla japońskiej kultury, westernów, powieści noir oraz najlepszych filmów akcji. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy przy okazji bodaj 5 odcinka odkryłem, że tytuł każdego z nich jest nazwą kultowej piosenki, podając pierwszy przykład z brzegu jest to np. Sympathy for the Devil mojego ulubionego Guns ‚n Roses. Pomimo tego, że podczas seansu niejednokrotnie szczerze się uśmiechnąłem, całość ma raczej słodko-gorzki posmak, który, zbliżając się do finału, staje się coraz bardziej przygnębiający. Z czasem poznajemy coraz więcej faktów z przeszłości wszystkich członków załogi i zaczynamy wraz z nimi odczuwać ciężar brzemienia, jaki niosą ze sobą. W przeciwieństwie do opisywanego przeze mnie wcześniej Neon Genesis Evangelion, bohaterowie Cowboy Bebop nie patrzą biernie na swoją przeszłość. Nawet jeśli twierdzą inaczej, uparcie dążą do spotkania się twarzą w twarz z dręczącymi ich problemami, co prowadzi nas do ostatecznej konfrontacji, która niejednego widza przyprawi o niekłamany smutek.
Na koniec wypadałoby jeszcze wspomnieć o oprawie audiowizualnej, tym bardziej, ze jest fenomenalna. Pomimo upływu lat od powstania anime (1998) zastosowana kreska jest wciąż świetna i klimatyczna. A muzyka…muzyka to istne mistrzostwo świata, które słucham nieprzerwanie od kilku dni. Od openingu zaczynając, na endingu kończąc robota wykonana przez zespół Seatbelts urzekła moje serce. Zaserwowali oni widzowi zróżnicowane tematycznie utwory, które zawsze idealnie wpasowują się w dany moment historii.
Reasumując moje wypociny, Cowboy Bebop to klasyka klasyk i jedno z najlepszych anime jakie stworzono. I nie ważne, czy na co dzień oglądasz Naruto, Evangeliona czy kolejne animacje ecchi – gwarantuję ci, że jeśli dasz szansę przygodom Spike’a i s-ki, nie będziesz miał ochoty przestać dopóki nie oglądniesz wszystkich odcinków. I to zakończenie…
Nie ma co, trzeba obejrzeć :)
Wgl nie przemawia do mnie anime ale tak zachwalasz ze musze z ciekawosci obejrzec ;-)
Wcześniej jakoś pominęłam to anime, może dlatego, że w momencie emisji chodziłam do podstawówki. Ale, co by za dużo nie tracić, jak nic zaczynam oglądanie od dzisiaj ;)
Trzy razy podchodziłem, trzy razy się odbiłem. Niestety, nie dla mnie.
Też kocham to anime. Jedna z najlepszych serii jakie w swojej animcowej karierze oglądałam :D
Seria świetna, ale zakończenie jest serio zbyt dołujące…chociaż, jak mówi sam twórca, nie jest ono zamknięte i może doczekamy sie kontynuacji…oby ^^
Dacie wiarę, że dalej slłcham na swoim winampie przede wszystkim soundtracku z Bebopa? Aż sam siebie zaskoczyłem, bo żadna muzyka z anime mnie wczesniej tak nie wciągnęła ;)
A teraz, już po obejrzeniu, nie pozostaje mi nic innego jak dołączyć do wszystkich polecających bebopa;). Muzyka faktycznie prześwietna, ogląda się genialnie, a co do smutnego zakończenia… cóż, to chyba właśnie łezki kręcące się w oku i ten dziwny nastrój smutnej refleksji sprawiają, że śledzenie serii staje się prawdziwym przeżyciem ;)