Final Fantasy XV przebyło diabelnie długą drogę. Lata tworzenia gry (znanej początkowo jako Final Fantasy Versus XIII) sprawiły, że zdążyła się ona doczekać statusu tytułu-widmo, który podzielił losy takich produkcji jak The Last Guardian. Sytuacja zmieniła się dopiero w momencie, gdy w trakcie targów Tokyo Game Show 2014 ogłoszono oficjalnie, że prace nad piętnastką zmierzają ku szczęśliwemu końcowi. Niestety, ze względu na konieczność dopracowania końcowego produktu premiera gry została zaplanowana na bliżej nieokreślony moment 2016 roku. Square, zdając sobie sprawę z wagi takiego opóźnienia zdecydowało się więc na wydanie specjalnej wersji demo, znanej jako Final Fantasy XV Episode Duscae.
Okres dorastania pod koniec dwudziestego wieku i na początku kolejnego pozwolił nam po raz pierwszy zasmakować w magicznych historiach snutych przez scenarzystów z odległej Japonii. W efekcie zetknięcia się z nowym, nieznanym światem dziecięce umysły (wychowywane dotąd na przygodach Reksia czy animacjach z bratniej Czechosłowacji) zostały opanowane przez dzielnych wojowników, subtelne czarodziejki i – przede wszystkim – przez wielką przygodę. Dzisiaj mam niekłamaną przyjemnośc przedstawić Wam mój prywatny Top 10 animacji z Kraju Kwitnącej Wiśni, które były u nas emitowane w ramach bloków kreskówkowych. Nie, nie będzie Czarodziejki z Księżyca, bo każdy normalny chłopak wstydził się oglądać bajki dla bab – albo przynajmniej do tego przyznać.
Kapitan Tsubasa (znany także jako Kapitan Jastrząb lub Captain Hawk) to serial, który w kraju nad Wisłą obrósł niemałym kultem – a nie inaczej było też w jego ojczyźnie. Nic więc dziwnego, że Japończycy w ramach hołdu stworzyli tą…parodię? Film live action? Przekonajcie się sami.
Na Karawanę zawitał dzisiaj wyjątkowy gość. To znany dziennikarz i współtwórca popularnych tytułów prasowych (m.in. CD Action i Kawaii), twórca Mangazynu, człowiek zafascynowany Japonią, anime i klimatem tamtych stron… dla jednych znany jako Paweł Musiałkowski, a dla innych jako Mr Jedi.
W rozmowie ze mną Mr Jedi opowiada m.in. o przemianach w rynku prasowym poświęconym grom, o przeszłości i o sposobie odnalezienia się w „nowym”. Gorąco zachęcam do lektury.
Ohzora Tsubasa to uczeń szkoły podstawowej, którego największą miłością jest piłka nożna. Marzy o zostaniu zawodowym piłkarzem i występie w Pucharze Świata w barwach reprezentacji Japonii. Mieszka wraz z matką, podczas gdy jego ojciec jest kapitanem statku. Rzadko bywa w domu żeglując po morzach i oceanach całego świata. Tsubasa Ohzora znany jest jako „Soccer no Moshigo” co tłumaczy się na “dziecko futbolu zesłane przez niebiosa”. Gdy miał niespełna dwanaście miesięcy wyszedł na środek drogi w pogoni za piłką i został potrącony przez samochód. Jednakże Tsubasa trzymał przed sobą ów piłkę i przy zderzeniu z samochodem pełniła ona rolę jakby poduszki. Od tej pory Tsubasa praktycznie nigdzie nie ruszał się bez niej. Stąd też jego maksyma życiowa: „Piłka jest moim przyjacielem”. Jak sama jego matka zauważyła, urodził się po to by grać w piłkę. Już jako młody chłopiec Tsubasa Ohzora dysponował świetną szybkością, kondycją, dryblingiem oraz mocnym uderzeniem. Każdy kto widzi go w akcji jest pod wielkim wrażeniem jego gry.
– Hej skarbie! To co właśnie chciałeś zapostować to nie przypadkiem jakiś beznadziejny kawałek kartonu z gębą? – Coś w tym stylu, ten kawałek kartonu reprezentuje Domo Kun’a, a nawet się świeci! – Nie gadaj, inaczej nie nazwałbyś tego lampką… Domo-co? – Domo Kun, japoński potwór, który stał się sławny za sprawą szpiegowania kotków w imię Boże. – Co ty pieprzysz. Nie mów, że paliłeś przed śniadaniem? A tak poza tym, to już koniec wpisu? – Skądże, przydałoby się jeszcze zdjęcie jak się świeci. O! Jest!
Ilustracje niczym z artbooka Okami, lecz w rzeczywistości są to Pokémony wykonane w tradycyjnym japońskim stylu. Są własnością nippo’nowego bloga Asamegraph.
Nie wiem skąd taka fascynacja u Japończyków przeróżnymi dźwiękami. Widziałem już przedmioty imitujące dźwięki, od pękających baniek, otwierania puszek, aż po strzelanie stawami. Ale to co teraz wypatrzyłem przebija wszystko. Produkt Bandai za 5 euro, który imituje dźwięk łamania tabliczki czekolady. Tylko dla masochistów – chyba, że masz prawdziwą tabliczkę pod ręką i nie skończy się tylko na płynącej ślinie z ust…
Najnowsze komentarze