W serii felietonów „Najwięksi dranie ośmiu bitów” będę przedstawiać Wam słynny czarne charaktery z gier na platformę Nintendo, czyli tych, którzy napsuli nam tyle krwi w dzieciństwie.
Na pierwszy ogień idzie główny przeciwnik serii Megaman – złowieszczy Dr Albert W. Wily.
Wily to nie lada szuja. Nie dość, że podły i przebiegły, to w dodatku bardzo upierdliwy. Co nie dorwiemy go w dowolnej części Megaman, w każdej następnej ponownie zatruwa nam życie.
Jeżeli miałbym konkretnie nazwać gatunek filmowy, tworzony przez Jima Jarmuscha, miałbym nie lada problem. Cóż, są to po prostu… filmy jarmuschowskie.
Zawsze ciekawiło mnie, co takiego wspaniałego znajduje się w filmach tego reżysera. Który ich czynnik powoduje, że przykuwają mnie do ekranu z siłą niemal wodospadu. Początkowo odpowiedź na to, pozornie, banalne pytanie, nie przychodziła mi na myśl tak łatwo. Wszak wielu widzów wręcz atakuje jego dzieła. Można zarzucać Jimowi dłużyzny w jego scenariuszach. Można wytykać brak dialogów. Można czepiać się nudy emanującej z ekranu.
Ale mimo wszystko… to właśnie są te czynniki, które czarują widza. Magia dnia codziennego – codziennej rutyny. Zwyczajnych problemów, oraz owych problemów brak. Radości bohaterów, oraz tego uczucia brak. A przeważnie wspomnianych uczuć jest tu właśnie brak. Szara codzienność, niewzruszoność, znudzenie… Tak w ogromnym skrócie można określić filmy Jima. Tak w ogromnym skrócie można wymienić ich największe zalety.
Dawno, dawno temu, kiedy w domowych królestwach panowały odbiorniki kineskopowe, stany gier zapisywane były na kartach pamięci (tudzież na samych cartridge’ach), a „internet w konsoli” był tematem dla pisarzy science-fiction, wielu z nas spędzało długie godziny przy ulubionych tytułach, które nadal zajmują specjalne miejsce w sercach graczy. Pamiętacie te czasy? To pomyślcie teraz właśnie o tych grach, które dostarczały Wam mnóstwo radości, ale z biegiem lat przykryła je warstwa kurzu (tego metaforycznego, jak i dosłownego). Właśnie taka myśl przyświecała mi przy pisaniu niniejszego zestawienia – postanowiłem wymienić 5 gier, które swego czasu były, według mnie, hitami, a w które chętnie bym zagrał ponownie i dziś. Tyle że w odsłonie godnej na miarę naszych czasów, czyli z grafiką w wysokiej rozdzielczości.
Ekipa „Gaki No Tsukai” czyli Tanaka, Endo, Hamada, Yamasaki i wybitny, nieprzewidywalny, rozbrajający Matsumoto.
Z czym to się je? Przedstawione powyżej postacie są gwiazdami w Japonii, znanymi komikami, czy też „pięknisiami” (Endo). Program został emitowany po raz pierwszy 3 października 1989 roku. „Downtown no Gaki no Tsukai ya Arahende!!” (pełna nazwa) najbardziej jest znane poprzez swoje „Batsu Games” (Gry Kary), w którym uczestników spotyka kara za śmianie się w postaci uderzenia kijem, gumowo-podobnym wielkim penisem, pałą policyjną itp. Zasady są proste – chłopaki mają wytrzymać w takich warunkach 24 godziny. Na końcu kilku programów widać ich zmęczenie, ale katowanie zabawnymi scenami i perypetiami skutecznie ich rozbudza. Najczęściej ucina sobie drzemkę Hamada, który jak twierdzi – czuwa. Batsu Games pojawia się tradycyjnie, raz na rok.
Alyx nie jest typową hot laską. Ba, niektórzy się zastanawiają, czemu wszyscy fani Half-Life’a tak ją uwielbiają. W sumie ja też nie wiem, jest ładna, urocza, zgrabna, miła, troskliwa, świetnie strzela… Aaa, teraz już wiem ^^
PSP jest pierwsza próbą wejścia Sony na rynek przenośnych konsolek i to, jak na pierwsze podejście, próbą raczej udaną. Poza potężnymi w stosunku do konkurencji możliwościami technicznymi, wyróżniającą cechą PSP jest wielka ilość aplikacji tworzonych przez użytkowników i o nich właśnie będzie ten artykuł. Najpierw jednak parę słów wprowadzenia – jeżeli słowo Pandora kojarzy Ci się z baterią a nie z puszką, natomiast słowo homebrew z czymś innym niż tylko z pokątnie produkowanym alkoholem, to możesz spokojnie przeskoczyć następne trzy paragrafy.
Pudełko, książeczka i płyta. Te trzy elementy składają się na podstawowy zestaw, jaki otrzymujemy kupując współczesną grę na konsolę stacjonarną. Jak się jednak okazuje, niektórym graczom to nie wystarcza i gotowi są wydać dodatkowe złotówki na bonusowe atrakcje, jakie wydawca jest skłonny zaoferować rządnym gadżetów fanom. Dzisiejszy tekst będzie traktował o tym, w jakiej formie można dziś spotkać pudełkowe wydania gier na konsole. Czyli będzie o dodatkowych płytach, voucherach, plakatach, koszulkach, figurkach i wszystkim tym, co uda się upchnąć w (mniejsze lub większe) pudełko od gry.
Przede wszystkim starałem się wyszczególnić cechy wspólne konkretnych wydań gier, które następnie da się posegregować w konkretne grupy. Stąd powstało 10 kategorii, którym przyświecają robocze nazwy, mniej więcej określające „co do czego”. Zaczynamy…
Pamiętny rok 1994, kiedy to Sony wypuszcza na japoński rynek swoją pierwszą maszynę do gry. Jak się wkrótce okaże, rewolucyjną i zmieniającą świat elektronicznej rozgrywki w znaczącym stopniu. Zabawne jest to, że początkowo Playstation miało być napędem CD do nowej konsoli Nintendo – tak się jednak nie stało i możemy tylko gdybać, jak dziś wyglądałby rynek gier video, gdyby ostatecznie Sony współpracowało z Big N.
W każdym razie, Playstation stanęło na własne nogi i połykając kolejne czarne od spodu krążki z zapisanym softem zarządziło na całej linii. Wiemy też jak wiele ta konsola zrobiła dla rodzimego rynku gier. W końcu niejeden z nas zaczynał swoją „poważną” karierę z grami właśnie za sprawą dziecka Sony.
Na pewno każdy, kto miał kiedykolwiek styczność z Playstation, mógłby wymieniać zalety tejże konsoli – mnóstwo świetnych gier, rodzących się serii, świetny kontroler itp. itd.
Poniższa lista jest właśnie takim zestawieniem, jednakże starałem się dostrzec obiektywne pozytywy GrajStacji, które niekoniecznie muszą być dla mnie znaczące, ale w ogólnym rozrachunku trzeba im oddać należytą cześć. Chętnie zobaczę wasze punkty widzenia w komentarzach.
Wszyscy mają swoje cykle, mam i ja. Jako, że niewyżyta ze mnie męska, szowinistyczna świnia, postanowiłem raz w tygodniu, zapewne w poniedziałki przedstawiać Wam jedną, bardzo ładna kobietę, którą udało mi się przyuważyć w grze/anime/mandze/filmie. Oczywiście i tak słowa nie zastąpią obrazu. Here we go.
Najnowsze dzieło filmowe Jamesa Camerona obejrzałem dokładnie ostatniego dnia 2009 roku, czyli od wyrobienia sobie zdania na jego temat minęło trochę czasu. Z napisaniem tego tekstu nosiłem się aż do dziś, kiedy to przeczytałem w „Gazecie Wyborczej” na stronie 14. felieton Tadeusza Sobolewskiego, pt. „Avatar – Ratowanie mitu”, który zaczyna się od wielce wymownych słów: Uległem urokowi „Avatara”.
Zastanawiałeś się kiedykolwiek jaka jest najdroższa gra w światku kolekcjonerskim? I dlaczego w ogóle jest taka droga? Ile wyszło egzemplarzy? Co ma z tym wszystkim wspólnego Power Fest zorganizowany w 1990 roku? Tyle pytań… a odpowiedzi w owym tekście!
Kiedy w chorej wyobraźni Satoshi Tajiri pojawił się pomysł na „Pokemony”, z pewnością nie spodziewał się tak ogromnego sukcesu. Bo któż nie słyszał o Pokemonach. Jeszcze niedawno były wszędzie: w chipsach, na nakrętkach od butelek, w majtkach…
Jednak głównym motorem napędowym serii były i są gry wideo. W tej notce postaram się przybliżyć Wam postać Missingno. Tajemniczy pokemon czy glitch? Dodany celowo czy pozostawiony przez pomyłkę? Skarpetki w kratkę czy w paski?
Odpowiedź wydaje się prosta – zależy co wolisz – czytać, czy oglądać. A co z osobami, które lubią to i to? Jako, iż jestem najlepszym tego przykładem, postanowiłem przeprowadzić na sobie mały test. Sam nie wiem do czego wolę częściej zajrzeć, lecz dla porównania sprawdzimy, co lepiej wypada: komiks Asterix i Obelix, czy może jej animowana wersja?
Pod lupę weźmiemy przygodę głównych bohaterów w Brytanii. Sięgam więc po coś popularnego w Polsce, co wiele osób zapewne zna.
Mip mapping, sprite, kompresja tekstur… Na pewno wiele razy słyszałeś o tych wyrazach, lecz nie wypadało zapytać co tak naprawdę oznaczają.
Startujemy wraz ze słowem „sprite” i bynajmniej nie chodzi tutaj o napój…
Wszyscy doskonale pamiętamy stare gry w 2d. Wszystkie elementy, które znajdowały się na ekranie, to właśnie układ sprites. Wyobraźcie sobie bohatera zwalczającego zło. Postać którą sterujemy jak i przeciwnicy to właśnie kombinacja sprites. Stare systemy miały spore ograniczenia techniczne i mogły obsługiwać tylko limitowaną liczbę sprites, do tego dochodzi ich wielkość.
Np. Mega Drive mogła obsługiwać do 80 sprites w tym samym czasie, a taka SNES aż 128.
Co by było z gier bez muzyki? Co z tą dramatyczną śmiercią jednej z postaci bez dźwięków, które chwytają za duszę, sprawiają, że nawet w najtwardszych graczach pojawiają się łzy? Co z bitwy przeciwko kolosalnemu przeciwnikowi bez tej epicznej kompozycji, która przypawa o szybsze bicie serca? Co z tym magicznym lasem bez tej mistycznej muzyki, powiewającej w tle niczym liście na drzewach? Co z tym wąskim i ciemnym przejściem, które wydaje się nie mieć końca, bez tej muzyki pełnej grozy, która z każdym krokiem bohatera staję bardziej przerażająca?
Wiele rzeczy z gier pozostanie nam w pamięci na całe życie, lecz wybitna kompozycja w odpowiednim momencie może poruszyć naszą grową duszę. Nawet w taki sposób, że żadna grafika „z pierwszej ręki” nie przebije tych momentów. I tego Drodzy Czytelnicy nigdy nie można zapomnieć. Dlatego właśnie postanowiłem stworzyć tę małą listę, która po mojej indywidualnej selekcji przedstawia 10 melodii z gier, których nigdy z pewnością nie zapomnę. Nie są to najlepsze kawałki. Są to po prostu utwory, które najgłębiej „noszę w sercu”. Słucham ich po latach i sprawiają, że wracam w tamte chwile spędzone z grą i potrafią przypomnieć mi o tym klimacie, o momencie w którym się pojawiała owa melodia.
Mam tylko nadzieję, że poświęcicie temu wpisu trochę czasu, rozsiądziecie się wygodnie i przesłuchacie wszystkich utworów od początku do końca.
Najnowsze komentarze