Osiedle Swoboda – spojrzenie na jeden z najlepszych polskich komiksów
Polska jako rynek komiksowy nie ma lekkiego życia. Przez dorosłych jest on traktowany jako tanie historyjki dla młodszych, młodsi z kolei widzą w nich przede wszystkim przygody amerykańskich superbohaterów. Wielką krzywdą jest niedocenianie naszego własnego podwórka, które też ma czym się pochwalić. Jednym z koronnych dowodów na to jest Osiedle Swoboda autorstwa Michała „Śledzia” Śledzińskiego. Już na wstępie bez ogródek zaznaczę, że jest to dzieło niesamowite i nie żałuję żadnej wydanej na nie złotówki – a, trzeba przyznać, przepłaciłem srogo za swój własny egzemplarz.
Więc chciałbyś poznać przyszłość Swobody… jednak nie przyniosłeś wina, bez którego nie ma mowy o widzeniu w przód.
Ciachciarachciach
Akcja komiksu rozgrywa się na przełomie XX i XXI wieku. Przedstawia czytelnikowi historię grupy przyjaciół w postaci Smutnego, Kundzia, Niedźwiedzia, Szopy oraz Wiraża, mieszkańców tytułowego osiedla, wspólnie dorastających i szukających swojego miejsca w życiu. Jak na typowych przedstawicieli młodzieży przystało, nie stronią od alkoholu i narkotyków, jednakże bardzo trudno uznać ich za margines społeczny – chłopaki najzwyczajniej w świecie żyją własnym, specyficznym rytmem. Każda postać z osobna jest na tyle barwna, że autorowi należą się gromkie brawa za nakreślenie relacji, łączących całą piątkę. Zawiłe, ale jednocześnie bardzo swojskie dla osób, którym nie jest obce życie osiedlowe.
Poza bohaterami Śledziu serwuje nam nie mniej wykręcone postacie drugoplanowe, pośród których odnajdziemy morderczych sąsiadów, zamaskowanych mścicieli czy lokalne medium – Ciachciarachciacha (dla przyjaciół po prostu Ciach), który to po zapadnięciu w trans alkoholowy jest gotów przepowiedzieć zainteresowanym wiele istotnych wydarzeń…
Wykreowani przez Śledzińskiego uczestnicy historii są ogromnym plusem fabuły – a jest to o tyle istotne, że poruszane wątki są czysto obyczajowe, nie szukające nigdzie nagłych zwrotów akcji czy głębokiej intrygi (no, może robią to momentami, ale nie rzutuje to widocznie na całość). To chwilami niezwykła, ale cały czas bardzo swojska historia ferajny z podwórka, jakich wiele w kraju nad Wisłą. I tu dochodzimy do sedna sprawy – tak naprawdę Osiedle Swoboda nie jest historią jednego miejsca (przy czym przy jego kreowaniu autor wzorował na bydgoskim Szwederowie) – jest tworem uniwersalnym, na które osoba dorastająca w tamtych czasach nie jeden raz spojrzy z nostalgicznym uśmiechem. Przywoływaniu wspomnień służą także liczne smaczki, jak chociażby seans Akademii Pana Kleksa w jednej z retrospekcji czy wszędobylskie nawiązania do gier komputerowych na plakatach oraz koszulkach bohaterów – w pewnym momencie komiksu akcja dzieje się nawet w kultowych salonach gier video. Fani cięższych brzmień odnajdą też sporą ilość nazw kapel rockowych, wypisanych na murach osiedla przez graficiarzy – nie szukając daleko, będzie to chociażby System of a Down.
Kolejną rzeczą, urzekającą w dziele Śledzia jest absurdalny i pokręcony humor, bardzo trafnie drwiący z typowych postaw mieszczaństwa czy subkultur takich jak dresy czy bojówki patriotyczne. Napędza on zręcznie opowiadaną historię i sprawia, że pochłonąłem ją jednego wieczora, mając wciąż ochotę na więcej. Z obowiązku wspomnę też o wulgarnym języku, występującym ze względu na realia dość nagminnie, patrząc jednak na grupę docelową odnotowuję to tylko z kronikarskiego obowiązku, zwłaszcza, że mięsisty język nadaje sporo kolorytu dialogom prowadzonym przez ferajnę.
Swobodę to się ma we krwi na zawsze, ot co!
Kundzio
Od strony technicznej nie można Osiedlu zarzucić zbyt wiele. Kreska Śledzia jest bardzo charakterystyczna i albo ją się lubi, albo zwyczajnie nie trawi – prywatnie należę do tej pierwszej grupy, doceniając sporą dbałość autora o liczbę detali i masę wspomnianych mrugnięć okiem. Całość została wydana w miękkiej okładce, na bardzo dobrym jakościowo czarno-białym papierze. Dodatkowo w porównaniu do pierwszego wydania jego nową wersję wzbogacono o opowiadanie Centrum, stanowiące wstęp do spinn-offu Osiedla, który według zapowiedzi za jakiś czas ma być kontynuowany.
Nie ma jednak róży bez kolców i jeśli chodzi o zgrzyty to należałoby nieco poprawić sklejanie poszczególnych stron. Z kilku z nich zwisają mi eleganckie frędzle nici służących do zszywania zeszytu, co nieco psuje efekt – chociaż możliwe, że to tylko wypadek przy moim egzemplarzu.
Ten drobny zgrzyt nie ujmuje jednak nic ogólnemu wrażeniu, które jest jak najbardziej pozytywne. Osiedle Swoboda to prawdziwa perełka w polskiej branży komiksowej, która powinna być stawiana na równi z Thorgalem czy Kajkiem i Kokoszem. I to bez żadnego naciągania, bo jest ono zbędne – powyższą pozycję polecam każdemu, niezależnie czy czyta na codzień komiksy czy po prostu lubi wrócić wspomnieniami do lat 90 ubiegłego wieku. I przy okazji mam nadzieję, że to wciąż nie jest ostatnie słowo autora w kwestii losów Smutnego i spółki.
Az wstyd przyznać, ale dotąd szkoda było mi, rodowitemu Brzydgoszczaninowi, sałaty na zbiorcze wydanie. Wybacz mi, Panie, bo nie wiedziałem co czynie. Mój egzemplarz powinien być jeszcze w tym tygodniu.
O Brzydgoszczy jeszcze nie słyszałem, jak dotąd jedynym określeniem było „Bydzia”. Inna sprawa, że Toruń jakoś nie lubi waszego miasta ;P
Włocławek za to nie jest aż tak negatywnie nastawiony do Bydgoszczy ;P.
Bo kupuja wasz ketchup xD
Posiadam jeszcze pierwsze wydanie Osiedla, jestem ciekaw, czy Centrum daje rade. Mam nadzieje ze Śledziu jakoś ten odcinek udostępni.
Jesli mnie pamięć nie myli, epilog do Centrum ma się pojawić w jednym wydaniu wraz z resztą historii, ale głowy sobie za tą informacje obciąż nie dam. Ale za to Śledziu ma zamiar udostepnić ne necie za friko nową historię swobodnych.