Home > Kino, Recenzja Film, Recenzje > Gwiezdne Wojny: Mroczne Widmo 3D – recenzja

Gwiezdne Wojny: Mroczne Widmo 3D – recenzja

25 lutego, 2012 Idź do komentarzy

Gwiezdne Boje, czyli jak SroQ zmierzył się z legendą swojego dzieciństwa


(tym tym tumtum turumtum tumtumturumtum tymtymtyrym)
Dawno, dawno temu, pod koniec ubiegłego stulecia w mieście Malbork
pewien mały chłopiec wybrał się do miejskiego kina „Garnizonowego” w celu obejrzenia
kontynuacji kultowej dla niego serii. Trzynaście lat po tych wydarzeniach historia zatoczyła koło, a nasz bohater, już jako doświadczony pismak i redaktor ponownie stanął twarzą w twarz z czymś, co niejako ustanowiło istotę jego nerdostwa.
Czy ponowne starcie między tymi światami doprowadzi do pokoju w galaktyce? Czy ta recenzja wywoła wojnę domową?

Na premierę pierwszej części Gwiezdnych Wojen, jeszcze jako kilkuletni dzieciak, czekałem z zapartym tchem. W erze przedinternetowej każdy nowy trailer, obrazek czy wycinek prasowy był niemal na wagę złota. 13 lat później, 10 lutego 2012 roku z niemniejszym zapałem wybrałem się do gdańskiego multikina aby zobaczyć powrót sagi na srebrne ekrany, tym razem w trójwymiarze (który niedługo pewnie zacznie nas atakować nawet z wieczek od jogurtów) George Lucas zapowiadał, że dołożył wszelkich starań aby powyższy efekt nadał niemłodemu już filmowi dawki artyzmu i wzbogacił go o zupełnie nowe przeżycia. Chciałbym też zaznaczyć na samym wstępie – uwielbiam sagę Star Wars i bez niej byłbym dzisiaj prawdopodobnie innym człowiekiem. Jara mnie niemal każda nowinka z uniwersum, jaką jest gotów uraczyć nas Papa Lucas. Nie oznacza to jednak, że dam sobie wcisnąć bezkrytycznie wszystko, co wypluwa na rynek jego fabryka marzeń. A wypluwa produkty coraz słabsze jakościowo, czego początkiem było najprawdopodobniej wyprodukowanie animowanego serialu The Clone Wars, który spotyka się do dzisiaj z zawodzeniem wieloletnich fanów. Sytuacje tą miało zmienić ponowne wydanie Kompletnej (albo, jak życzy sobie polski dystrybutor, Komplentej) Sagi na Blu-Ray oraz jej wejście do kin w nowej, trójwymiarowej szacie. Od początku brzmiało to wspaniale, ale jak to wygląda w rzeczywistości?

Sądzę, że nie ma większego sensu rozwodzić się nad fabułą wiekowej już produkcji – Gwiezdne Wojny są brandem, którego historie zna prawdopodobnie 95% naszego globu. Dla tych, którzy jednak spędzili ostatnie 15 lat w dżungli kambodżańskiej przypomnę, że akcja Mrocznego Widma dzieje się na kilkadziesiąt lat przed wydarzeniami znanymi z Nowej Nadziei. Imperium Galaktyczne wciąż jest śpiewem przyszłości, a Zakon Jedi nadal jest liczny i całkiem nieźle prosperujący. W takiej sytuacji stróże pokoju i ładu w galaktyce zmuszeni są do rozpoczęcia negocjacji z chciwą Federacją Handlową, blokującą niewielką planetę Naboo. Już po kilku minutach okazuje się, że rokowania były krótkie, skutkiem czego następuje inwazja wojsk Federacji. Odsłania to nam – niejako przy okazji – spisek, za którym stoi tajemniczy Lord Sidious. A jego wpływy sięgają dalej niż może nam się wydawać…
Dzięki temu, że miałem okazję ponownie doświadczyć fabuły The Phantom Menace już jako pełnoletni obywatel Rzeczypospolitej zacząłem dostrzegać jej spore wady – to co kiedyś zwyczajnie mi (jako dzieciakowi) nie przeszkadzało, dzisiaj mnie najzwyczajniej irytuje, żeby nie powiedzieć, że po prostu wkurwia. Mały Anakin i jego teksty, pierdzące żarty oraz skretyniały Jar – Jar to coś, co naprawdę trudno przełknąć. Aż się dziwie sobie, że oglądałem ten film setki razy na DVD i dopiero ponowny wgląd w to samo na wielkim srebrnym ekranie uwypuklił mi, dlaczego tak wielu fanów znienawidziło tą część. Na szczęście wspomniane wady równoważy nieco świetne postaci, jak chociażby Qui-Gon Jinn, który niemal w niczym nie ustępuje staremu Obi-Wanowi. No i Mroczne Widmo wprowadza do gry największego baddassa całej sagi w postaci Dartha Maula. Serio, z całym szacunkiem do Vadera, może on czyścić buty milczącemu i diabelnie agresywnemu Sithowi, który wygląda jak istny szatan, szczerząc żółte zęby przed swoimi ofiarami.

Nie ma co specjalnie ukrywać – Epizod I wygląda najgorzej z całej Nowej Trylogii. Efekty komputerowe zostały dość szybko nadszarpnięte zębem czasu i dzisiaj przypominają bardziej te ze starych gier video jak wysokobudżetowego filmu science-fiction. Co nie oznacza wcale, że idąc do kina będziesz non stop się krzywić – na szczęście dzięki sporej dynamice oraz niezłemu jak na tamte czasy dopracowaniu szczegółów wszelakie mankamenty dostrzeże tylko wprawne oko (co, niestety, u wiernych fanów jest raczej normą). Sam gwoźdź programu, czyli efekt 3D… jest niestety bardzo słaby. Możemy wrzucić sobie miedzy bajki wywiady z Lucasem, który twierdził, że zdaje sobie sprawę, że nie ma szans, aby obraz wyskakiwał na widza, wobec czego zafunduje nam jego niesamowitą głębię. Moja fanowska cześć duszy wręcz domaga się, aby napisać, że cała konwersja została zwyczajnie spartolona – nie ma tu niemal żadnej głębi, bo dostrzegłem ją w może dwóch-czterech scenach (zgrabnie wypadły na tym polu np. hologramy) – to mało jak na pełnometrażowy film. Dodatkowo aby uwidocznić rzekomy trójwymiar, pokuszono się o rozmycie drugiego planu, wobec czego większość szczegółów, które dotąd mogliśmy zauważyć w klasycznej wersji kinowej zwyczajnie zanika. W pewnym momencie z ciekawości zacząłem zdejmowac z nosa swoje okulary 3D – jak się okazało, blisko 60-70% filmu można było bez problemu obejrzeć bez nich, nie tracąc nic a nic na ostrości obrazu – przepraszam, ale siedząc w fotelu czułem się najzwyczajniej zrobiony w konia. Nie jest to jakość, na jaką czekałem ponad rok.

Sytuację, jak zawsze zresztą, ratuje przefenomenalna muzyka, skomponowana przez Johna Williamsa. Utwory takie jak Duel of the Fates na stałe zapisały się złotymi zgłoskami w historii kina i podniosły klimat filmu na znacznie wyższy poziom. O samych efektach dźwiękowych tez nie można powiedzieć złego słowa – są starwarsowe do bólu i to chyba jest wystarczająca rekomendacja dla każdego, kto dostaje ciarek na dźwięk zapalającego się miecza świetlnego.

Miałem nie lada zagwozdkę, pisząc tą recenzje. Do tego stopnia, ze potrzebowałem blisko dwóch tygodni, od kiedy ujrzałem film aby sklecić o nim możliwie sensowny tekst. Z jednej strony, pomimo szeregu wad lubię go bardzo do dzisiaj, z drugiej nie miałbym serca ocenić go tak pozytywnie, jak zrobiłbym to kiedyś. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wychowa on jeszcze niejedno pokolenie młodych fanów Gwiezdnych Wojen, jednak nie uchroni to go przed krytyką z mojej strony. Sorry Winnetou, wystarczyło tylko dopracować obiecywane 3D i byłaby pochwała. Tak zasłużyliście tylko na rózgę i mam nadzieję, że Ataku Klonów już tak nie spieprzycie.

Plusy:

– Nowe, ciekawe postacie
– Zawsze genialna Muzyka Williamsa
– Klimatyczny pojedynek końcowy
– jako wprowadzenie do historii Skywalkerów historia jest całkiem dobra

Minusy:

– Spaprany efekt 3D
– Denny humor
– Nieco przestarzały wygląd

Ocena: 72%

A dla niezdecydowanych polecam trailer:





Tagi:Tagi:


  1. Xeron
    26 lutego, 2012 at 17:51 | #1

    Wybierałem się do kina, jednak gdy usłyszałem wiele komentarzy, że efekt 3D jest marny odpuściłem sobie. I tak widziałem ten epizod kilka razy i nie zgadzam się, że jest najsłabszym filmem z serii. Jest dosyć fajny, trochę za dziecinny, no i wprowadzenie tych midichlorianów, mogło zabić ducha Gwiezdnych Wojen.

  2. Stefan
    26 lutego, 2012 at 23:39 | #2

    A gdzie tekst o Pokemonach? Wyparował?

  3. Xeron
    27 lutego, 2012 at 03:40 | #3

    @Stefan
    Tekst o Pokemonach pojawi się już niedługo w ulepszonej wersji więc proszę uzbroić się w cierpliwość. :)

  4. RealWaaagh
    27 lutego, 2012 at 10:12 | #4

    Wersja 3D to totalna porażka. Naprawdę uwierzyłem w to, że będzie im się chciało na nowo wyrenderować wszystkie sceny z poprawionymi teksturami w pełnym 3D. To że film jest słaby było wiadomo, ale chciało się obejrzeć (znowu) SW w kinie, nie ważne jaki epizod. Niestety jakoś obrazu słaba i jakoś od kiedy mam dobre kino domowe w domu, to nawet dźwięk w kinie uważam za słaby. W domu Podracer Sebulby trzęsie chałupą, a w kinie jakieś takie pyrpyr.

  5. Altairus
    1 marca, 2012 at 00:12 | #5

    „Plusy:
    – Nowe, ciekawe postacie” Jar Jar Binks WTF? :P
    Jedyne dobre elementy tego filmu to wyscigi podów i walka z Darth Moulem,
    Osobiście wole zaczekać 3lata i pójść na oryginalną trylogię

  6. SroQ
    1 marca, 2012 at 10:20 | #6

    @Altairus
    Pisalem o tym w recenzji. Jinn i Maul to dla mnie dwie najlepsze persony jakie wymyślono w calej Nowej Trylogii.

  7. McMuffin
    17 marca, 2012 at 11:51 | #7

    Miałem się wybrac, ostatecznie dzięki, postoje. Ale podobno film na siebie zarobil, więc kolejne cżęsci są pewniakiem – a na Klasyczną Trylogię, jakby nie spieprzyli trójwymiaru iść trzeba <3