Recenzja – Crash Bandicoot 2: Cortex Strikes Back
W poprzedniej recenzji zająłem się grą „Crash Bandicoot” na platformę Sony PlayStation. Obrałem sobie za cel zrecenzować całą serię przygód wesołego jamraja pasiastego.
Czy kontynuacja okaże się lepsza od poprzedniczki? Czy Crash po wygranej z Dr. Neo Cortex’em pławi się w luksusie, odpoczywa na plaży lub sączy drinki przy basenie?
A może znowu ma kłopoty, i tylko my możemy mu w nich pomóc?
Wszystkiego dowiecie się w tej recenzji :)
Nie było Happy End’u
W pierwszej części gry, sympatyczny Rudzielec zmierzył się z Cortex’em, pokonując go i zrzucając z jego osobistego „balonu”. Niestety złe moce miały go w opiece, i mimo naszych starań – nasz główny oponent przeżył.
Oznacza to tylko jedno – od tej pory nie da nam spokoju, a jego jedynym celem jest uprzykrzyć nam życie. Wesoło, nie?
Crash pada ofiarą zasadzki przygotowanej przez wielkogłowego naukowca. Od teraz naszym zadaniem jest pozbierać wszystkie 25 różowych kryształów oraz dodatkowo gemów, pochowanych w skrzynkach oraz ukrytych przejściach na danym poziomie.
Jak można się domyśleć, kryształy te są potrzebne Doktorkowi do stworzenia niesamowitej broni. Pewnie już się domyślacie o co chodzi. Tak, nasz chory na głowę przyjaciel ponownie obrał za cel opanowanie świata. A więc, uratujmy naszą planetę!
Małe zmiany
Jeżeli mowa o drugiej części Crash’a Bandicoota, warto zwrócić uwagę na zmiany jakie zaszły w tym tytule. W pierwszej kolejności należy zwrócić uwagę na oprawę graficzną,
która wyciska z Szaraka więcej niż to miało miejsce w poprzedniej części.
Sposób wyświetlania grafiki zbytnio się nie zmienił, ale i bez tego jest cudnie. Po drugie, nasza postać stała się bardziej wyrazista. Niezdarny jamraj poruszający się po rozmaitych lokacjach z niesamowitym wdziękiem strzela do nas zakręcone miny godne największego oszołoma,
a jego taniec zwycięstwa po szczęśliwym ukończeniu etapu po prostu łapie za serce. Developerom udała się ta trudna sztuka, i z powodzeniem tchnęli w niego drugie życie.
Zróbmy to na inny sposób
W drugiej części została zaimplementowana cała masa fantastycznych pomysłów i rozwiązań ułatwiających poruszanie się po świecie gry. Gra została podzielona na 5 (+1 ukryty)
tak zwanych Warp Room’ów, symbolizujących kilka zróżnicowanych krain.
Każdy z nich zawiera wejścia do pięciu poziomów, co wraz z ukrytym WR daje nam dostęp do trzydziestu poziomów, nie licząc oczywiście potyczek z bossami.
Każdy poziom możemy ukończyć dowolną ilość razy, a motywacją podczas tych przedsięwzięć będą dla nas różnorodne kamienie, które możemy zdobyć za zniszczenie wszystkich skrzynek porozrzucanych w najdziwniejszych miejscach naszej podróży.
Co dla gracza?
Patrząc na to z perspektywy przeciętnego gracza, można stwierdzić, iż panowie z Naughty Dog zapewnili mu wiele godzin wspaniałej, urozmaiconej rozrywki.
Zróżnicowane warunki atmosferyczne, nowi przeciwnicy, powiększony w stosunku do pierwszej części zakres ruchów tytułowego bohatera i pomysłowe taktyki potrzebne podczas walk z bossami dostarczą Wam niezapomnianych wrażeń.
Podsumowanie
Jeżeli masz słabość do platformówek, a tytuł Crash Bandicoot jest dla Ciebie intrygujący – MUSISZ mieć w swojej kolekcj drugą część przygod sympatycznego pożeracza jabłek.
Raczej nie pożałujesz wydanych pieniędzy, ponieważ gra, choć już nie najmłodsza, niesie ze sobą potężny ładunek grywalności, przez co wciąga na wiele, wiele godzin.
PLUSY:
+ większy zakres ruchów
+ nowi przeciwnicy
+ WIĘCEJ wszystkiego
+ dla każdego (najłatwiejsza część serii, więc jeżeli masz problem z jedynką – śmiało atakuj drugą część Pomarańczowca)
MINUSY:
Jestem ślepy, żadnych większych wad nie zauważyłem. Niektórzy piszą o opóźnieniach w ruchach Crash’a (konkretnie chodzi o skok) – ja tego nie uświadczyłem.
Ocena ogólna
9,5/10
Dlaczego nie dyszka?
Sam nie wiem.
Do następnego razu!
Recenzja całkiem spoko, ale ze screenami to wam coś nie wyszło xD
Dobrze opisana recenzja.Dawno nie grałem w Crasha 2, chyba czas najwyższy sobie go przypomnieć.
Ostatnio pobrałem sobie całą trylogie Crasha z PSN. jak tylko skończe Zelde na 3DS, robie sobie powrót do przeszłości ;)
Zdecydowanie polecam sobie przypomnieć, niedługo na Karawanę zawita recenzja trzeciej części :)
Pamiętam ile godzin przy tym spędziłem. Jedyny problem jest taki, że to były głównie 2 pierwsze światy…. Ponieważ w tamtych latach nie posiadałem PS1 i jak u kogoś grałem to albo nie miał karty pamięci, albo wcześniej nie grał w to.. Tak więc pierwsze poziomy miałem wymasterowane wręcz.
Ja przechodziłem obie części Abe’a bez karty pamięci :). I wtedy to bawiło bardziej od niektórych nowszych produkcji.