Home > Gry, Recenzja PS2 > Recenzja – Jak & Daxter: The Precursor Legacy

Recenzja – Jak & Daxter: The Precursor Legacy

8 kwietnia, 2015 Idź do komentarzy

jak-and-daxter-title-screen

Gdy studio Naughty Dog pożegnało się z przygodami Crasha Bandicoota, fani niegrzecznych psiaków wstrzymali oddech. Co prawda ich nowa gra, szykowana już na Playstation 2 była również platformerem, ale na tym kończyły się podobieństwa pomiędzy obydwoma tytułami. Jak & Daxter: The Precursor Legacy miało być zupełnie nową jakością, jakiej nie widzieliśmy dotąd w żadnej grze o skakaniu i zbieraniu fantów.

„Hmmm. Stay fuzzy, save the world… Choices”


Naszą przygodę z nietypowym duetem rozpoczynamy od dość niefortunnego obrotu spraw. Historia rozpoczyna się bowiem w momencie, w którym zielonowłosy Jak i jego kumpel Daxter dopływają do zapomnianej wyspy, leżącej nieopodal ich rodzinnej wioski. Tam, jak się okazuje, jeden z lokalnych mędrców imieniem Gol postanowił przejść na ciemną stronę mocy i przejąc władzę nad całą krainą (słyszycie już ten typowy diaboliczny śmiech?) przy pomocy mrocznego Eco. Czym jest Eco? W dużym uproszczeniu jest to rodzaj energii sprawiającej, że świat w którym żyją bohaterowie trzyma się w jednym kawałku. Jakby tego było mało, w trakcie infiltracji wyspy Daxter wpada przypadkiem do zbiornika pełnego mrocznego Eco. Nieoczekiwana kąpiel zamienia go w Ottsela, wyglądającego jak wypadkowa pomiędzy łasicą i fretką. Bardzo wygadana wypadkowa, należy dodać. Graczowi nie pozostaje więc nic innego jak zakasać rękawy i wyruszyć w podróż mającą na celu przywrócenie futrzakowi jego ludzkiej postaci… a przy okazji uratować świat. Jedno i drugie nie jest jednak takie proste, bowiem wymaga od nas pokonania głównego czarnego charakteru i zebrania odpowiedniej liczby Precursor Orbów – starożytnych artefaktów, skrywających w sobie ogromne pokłady energetyczne.

132131


„Oh alright fine! We’ll save the world! But do it quickly before I change my mind!”


Realizacja celu będzie wymagała od gracza dużej dawki zręczności, precyzji oraz niemal anielskiej cierpliwości. Seria Jak & Daxter jest znana ze swojego wyśrubowanego poziomu trudności i pierwsza część trylogii nie stanowi tu żadnego wyjątku. Twórcy gry niejeden raz zaserwują nam etapy w których będziemy np. skakać po półkach podczas ucieczki przed zalewającą pomieszczenie wodą. Co gorsza będziemy to robić niemal na oślep, bo kamera nie kwapi się do pokazywania zbyt dużej ilości obrazu przed nami. Innym razem weźmiemy udział w czasowym wyścigu na grawitacyjnym motocyklu gdzie zegar jest na tyle precyzyjny, że odlicza nawet SETNE SEKUNDY. Jako, że limit czasowy wyścigu został ustalony na 45 sekund, przekroczenie go nawet o ułamek oznacza porażkę i powtarzanie całości od nowa… i od nowa. Sprawy nie ułatwia też fakt, że wspomniany motocykl jest niezwykle oporny w sterowaniu i zbytnie rozpędzenie machiny gwarantuje nam wylecenie z trasy wyścigu. Niedoświadczony gracz będzie więc ginął dosłownie raz za razem, klnąc na czym świat stoi. Dla jednych będzie to wadą, dla innych zaletą – bo nie da się ukryć, że radość z ukończenia tak trudnego wyzwania jest ogromna.
Tego typu fragmenty to jednak tylko mały wycinek gry, ustępujący wszechobecnym sekcjom platformowym. A samo sterowanie Jakiem jest czystą przyjemnością – nasz protagonista dysponuje min. podwójnym skokiem, obrotem a’la Crash Bandicoot czy przyłożeniem z lewego sierpowego. W przeciwieństwie do wspomnianych etapów na wehikułach sterowanie zostało tutaj rozwiązane w sposób wzorowy. Wykorzystanie drugiego analoga do kontrolowania kamery rozwiązało prawdopodobnie największy mankament rozgrywki, gdyż gra lubi raz na jakiś czas zwariować i pokazywać akcję z kompletnie niepraktycznego ujęcia. Skaczemy więc po półkach zbierając znajdźki, okładamy po pyskach sługusów Gola, rozwiązujemy proste zagadki i bierzemy udział w starciach z bossami. A robimy wszystko to w świetnie zaprojektowanych lokacjach, które w przeciwieństwie do większości platformówek znajdują się na jednej wielkiej mapie. Nie oznacza to jednak, że wszystkie etapy wyglądają podobnie: w jednym momencie będziemy biegać po dżungli tylko po to, aby zaraz przeskoczyć do podwodnej świątyni z której pognamy wprost na pobliskie moczary czy plażę obok naszej wioski. Różnorodność i design świata to bardzo mocny atut gry.

maxresdefault

„While your down there, will you rub my feet?”


Grafika Jak & Daxter: The Precursor Legacy jest po prostu śliczna. A jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że gra wyszła w 2001 roku to wygląda wręcz fenomenalnie i jest prawdziwym pokazem mocy drzemiącej w Playstation 2. Ekipa z Naughty Dog stworzyła świetnie animowane modele postaci (przyjrzyjcie się temu co się dzieje z Daxterem gdy walczymy lub skaczemy – mistrzostwo!), bogate w detale otoczenie oraz kreskówkowy klimat, będący naturalnym rozwinięciem tego znanego z przygód Crasha. Podobnie jest w przypadku oprawy muzycznej, która budzi oczywiste skojarzenia z trylogią rudzielca. Każdy z utworów jest dostosowany do przemierzanej lokacji – i tak w dżungli usłyszymy typowe bongosy i resztę plemiennych brzmień, w starożytnej świątyni nasze uszy zostaną zaatakowane delikatnymi melodiami z przewagą dzwonków… i tak dalej. Robota wykonana przez dźwiękowców powinna zadowolić każdego melomana. A skoro jesteśmy już przy dźwiękach, należy wspomnieć również o bezbłędnie rozpisanych dialogach pomiędzy postaciami. Co prawda Jak jest kompletną niemową, ale jego zapchlony pomagier nadrabia gadaniem za cały duet. Próbki jego tekstów mieliście okazję poznać już w nagłówkach recenzji… a to tylko przedsionek do festiwalu złośliwego humoru gry. Rozmowy z mieszkańcami charakteryzują się często drugim, dorosłym dnem, typowym dla filmów pokroju Shreka. Z jednej strony usłyszymy więc Daxtera sugerującego rybakowi, że to pewnie jego oddech odstrasza ryby – a z drugiej będziemy świadkami co najmniej dwuznacznych propozycji kierowanych do niejakiej Kiry, robiącej za etatową panią naukowiec.

64654654

„Where did they go? Why did they build this crap?”


Jak & Daxter: The Precursor Legacy to zdecydowanie jeden z najlepszych (jeśli nie najlepszy) platformerów na Playstation 2. Doskonała oprawa audiowizualna, ogromne ilości humoru, niebanalny duet głównych bohaterów i klimat starożytnej tajemnicy czekającej na gracza nie pozwala oderwać się od gry. Co jest o tyle ważne, że jej poziom trudności zmusi nas do wielokrotnego powtarzania pewnych fragmentów czy szukania poukrywanych w zakamarkach artefaktów. Gra doczekała się również reedycji HD, dedykowanej konsolom Playstation 3 oraz PS Vita, w zestawie z którą znajdziemy także pozostałe dwie części trylogii.

Co jest fajne?


  • To jeden z najlepszych platformerów na PS2
  • Wykręcony duet głównych bohaterów
  • Klimat, w którym czuć rękę ojców Crasha
  • Oprawa AV nadal robi wrażenie
  • Projekt jednego, ogromnego świata
  • Długi czas zabawy

Co nie jest fajne?


  • Gra nie wybacza nawet najmniejszych potknięć
  • Kamera potrafi wariować

Ocena: 9/10


  • Grywalność: 9/10 (Momentami będziesz rwać włosy z głowy, ale satysfakcja z przejścia jest ogromna)
  • Grafika: 9/10 (Prawdziwy pokaz mocy konsoli, który dzięki bajkowej oprawie daje radę nawet dzisiaj)
  • Dźwięk: 10/10 (Świetna muzyka, niszczące umysł i pełne złośliwości dialogi)






  1. Dr Grzybiarz
    8 kwietnia, 2015 at 20:58 | #1

    Pierwszy Jak był fpyte, kolejne nieco zepsuły dobrze zapowiadającą się serię. Dwójka to taki ni pies, ni wydra – niby platformer dla młodzieży, ale mroczny i czerpiący sporo z GTA. Trójka to jeszcze większy miszmasz, bo zrobili ją nieco bardziej lajtowo, ale nadal w podobnym stylu. Chociaż byłbym kłamca gdybym nie polecił ograć wszystkich.

  2. philipo
    9 kwietnia, 2015 at 17:40 | #2

    @Dr Grzybiarz
    Mam podobne zdanie co do tej serii, Jak pierwszy najbardziej przypadł mi do gustu bo był klasycznym platformerem.

  3. CatMario
    10 kwietnia, 2015 at 12:31 | #3

    A tam gadacie. Jak 2 był zajebisty właśnie ze względu na swoja odmienność i odświeżenie skostniałego gatunku :P

  4. Den
    11 kwietnia, 2015 at 14:58 | #4

    Ja traktuję trylogię jako jedną całość, która konsekwentnie brnęła w fabułę. Fakt, przeskok klimatu pomiędzy jedynką a dwójką jest kolosalny… ale nie zdziwiłoby mnie gdyby geniusze z Naughty Dog planowali to od początku. Poskakałes w kolorowym świecie rodem z Croca? To teraz radz sobie w nieprzyjaznej metropolii przyszłości. Taki zabieg dał mi ogromną „wczuwkę” w klimat i niemal przezywałem z bohaterami trafienie do zupełnie obcego świata.

  5. Goombario
    15 kwietnia, 2015 at 13:09 | #5

    Platformery od ND skonczylem na trzecim Crashu, teraz troche mi wstyd :P

  6. Yamazaki
    27 kwietnia, 2015 at 10:23 | #6

    Jak & Daxter to świetna seria z ogromnym potencjałem. mam nadzieje, że ND jeszcze kiedyś wróci do tego duetu… albo chociaż dostaniemy dobry film.