Home > Kino, Recenzja Film > Recenzja – Książę Persji: Piaski Czasu

Recenzja – Książę Persji: Piaski Czasu

Osiemnaście. Tyleż to właśnie złociszy musiałem wyłożyć, aby móc być na seansie w kinie, na najnowszej adaptacji naszej ukochanej elektronicznej rozrywki. Książę Persji: Piaski Czasu (Prince of Persia: Sands of Time) to bezsprzecznie najlepszy film na podstawie gry. I tyle. Należy przed oglądnięciem po prostu odpowiednio do niego podejść. Wyjaśnię na końcu o co mi chodzi. Teraz mięsko.

Albo żadne mięsko. Najważniejsze jest to, że wreszcie dostaliśmy ekranizację z prawdziwego zdarzenia. Złośliwi mogą mówić to i tamto, ale szczerze – oni są złośliwi, a nie do złośliwych świat należy. Prince of Persia jest po prostu jak 2012 – ludzie mogą mówić, że oklepane, że było, że nastawione na efekty, że naiwne, że głupie, ale film ma to czego taki typ filmu potrzebuje. Miejscami bawi, są niezłe żarty, są fajne wymiany zdań między dwójką głównych bohaterów. Miejscami wzrusza, próbuje przekazać jakieś prawdy życiowe. Ma fajne efekty – bez przesady, ale jednak film wygląda ładnie. Jest po prostu dobrym kinem akcji, zawierającym najważniejsze elementy filmu akcji, no. Co najważniejsze – tytułowy Książę jest zajebisty! Księżniczka także! W życiu nie spodziewałbym się, że tak dobrze zostaną dobrani aktorzy.

A zostali, kurczę blade. Jake Gyllenhaal w roli Dastana (czyli Księcia rzecz jasna) okazał się strzałem w dziesiątkę. Gość jest przyjemny, ma miły wyraz twarzy, jest żartobliwy, ale również potrafi się sprawdzić w walce, jest prawdziwym wojownikiem i… szczęściarzem. Jest takim Księciem, jakiego dostaliśmy w grze Prince of Persia z 2008 roku. Gemma Arterton w roli „księżniczki” Taminy. Seksowna, uwodzicielska, ale też skromna. Wredna, walczy o swoje, ale w głębi duszy ma serce z gąbki. W sumie to są sobie równi. Są na dyszkę, no.

Fabuła. Szczerze, spodziewałem się gorszej. Na szczęście dostaliśmy całkiem fajny kawałek historii, może miejscami naciągany, ale raczej nie będziesz zgrzytał zębami. W skrócie przedstawię to dość płytko: Dastan i reszta wojowników napada na kraj, w którym księżniczką jest Tamina. Zdobywa sztylet. Ginie „ojciec” Dastana. No i oczywiście nie kto inny, jak perski Książę jest za to oskarżony, musi oczyścić swe imię, a przy okazji uratować świat rzecz jasna. Kurczę, faktycznie płytko, ale oglądając, tak nie jest. Jest dobrze i po prostu lepszy scenariusz nie był wymagany. Może przy okazji kontynuacji będzie nieco ambitniej (bo takowa na pewno powstanie), ale nie ma co narzekać. No i jest też ktoś w rodzaju złego wezyra.

Fachowo wygląda cofnięcie czasu o minutę. Bohaterowie filmu są… Dobra, nudne podsumowanie mini-recenzji jest bez sensu. Najprawdziwszą prawdą jest taka prawda, że Disney dał kopa w pychol wszystkim reżyserom i wytwórniom, próbującym swoich sił na bitewce jaką są ekranizacje gier. Dał kopa i tyle.


.


Screeny zaczerpnięte ze strony filmweb.pl





Tagi:Tagi:


  1. Krupier
    27 maja, 2010 at 00:05 | #1

    Najlepszą ekranizacją gry był Silent Hill. ;P

  2. Adept
    27 maja, 2010 at 06:38 | #2

    Krupier znam fanatyków Silent Hill, którzy zniszczyliby Cię samą nienawiścią na odległość za podobne stwierdzenie :) Dla mnie najlepszą ekranizacją jest Mortal Kombat, ale i w tym przypadku na największym forum o MK kłócimy się czasami o to. Więc sprawa jest jasna. Nie ma najlepszej ekranizacji gry.

  3. Nyu
    27 maja, 2010 at 10:10 | #3

    Niezależnie od gustu, Prince of Persia na pewno jest najbardziej dopracowaną i najmniej naiwną ekranizacją. I mimo wszystko ma więcej wspólnego z pierwowzorem niż Silent Hill, Doom, Resident Evil i inne filmowe adaptacje gier.

  4. Krupier
    27 maja, 2010 at 10:17 | #4

    Adept: nie wątpię. Ale SH jest naprawdę najbardziej udaną ekranizacją. Fakt, fabularnie nieco possysa w stosunku do gier, ale nadrabia wszystkim innym (w tym muzyką, która praktycznie jest przeniesiona żywcem z gry).

    Czekam z niecierpliwością na drugą część, którą już ponoć tworzą.

    A PoP może obczaję w weekend. ;p

  5. Dan
    27 maja, 2010 at 15:04 | #5

    Fajny tekst i przyjemny styl niewymuszonego luzu.

    Prawdę mówiąc nie spodziewałem się, ze coś z tego filmu będzie. A co do ekranizacji gier, to jednak pierwszego Mortala chyba nic nie pobije!

  6. SroQ
    27 maja, 2010 at 16:31 | #6

    Narobiłeś mi smaka, musze sie w weekend jakoś wybrac ;]

  7. Tomasz „abrasante” Karulski
    27 maja, 2010 at 18:19 | #7

    Recenzja nagle się urywa i pozostawia „smaka” na więcej, w tym wypadku na wybranie się do kina. No i tekst fajnie się dopełnia z ostatnim z cyklu „sztukamięs” o księżniczce Farah :)

  8. Antari
    27 maja, 2010 at 20:27 | #8

    Troszkę mnie drażniło zbyt wiele ”przekłamań” na modłę fabryki snów. Ja rozumiem że fabułę trzeba dostosować do wymogów Hollywood ale ludzie… ten film ma tyle wspólnego z grą o tytule Prince of Persia: The Sands of Time co Tekken i FIFA. Jaki Dustan? Przecież w grze był po prostu Książe! Sierota z bazaru zostaje tytułowym Księciem? No tak trzeba było wkręcić motyw od zera do bohatera… ale gdzie wzmiankę o tym odnajdziemy w grze? Nie wspominając o wyglądzie księcia który bardziej przypomina inkantację tego współczesnego z tegorocznych ”Forgotten Sands” niż arogancko cynicznego emo-maminsynka z Piasków Czasu. Nie mówiąc o wezyrze i księżniczce – widać że producent, nie pokwapił się zaznajomić z grą na bazie której rzekomo ”nakręcił film”.

    Fani oczekujący historii z SoT, zostaną oszukani… ta przedstawiona tutaj jest wyłącznie mniej udanym zlepkiem najbardziej wytłuszczonych i efekciarskich motywów z trylogii gier PoP. Bo przecież w kinie ”nie widzieliśmy” jeszcze motywu z cofaniem czasu i węży skaczących na wysokość 20 metrów.

    Na prawdę wszystko jestem w stanie znieść… tylko po co durne sygnowanie filmu sloganem ”film na podstawie popularnej gry komputerowej”.

    Jak dla mnie właśnie Silent Hill, Mortal Kombat czy Resident Evil (pierwsza część) były dobrymi adaptacjami gier komputerowych, nie pozbawione luk fabularnych w stosunku do wzorów ale były one aż tak rażące jak tutaj.

  9. SroQ
    27 maja, 2010 at 20:54 | #9

    Że niby co ? Filmowy RE (pierwszy tez, potem to już było kopanie leżącego) to gwałcenie scenariuszem jakiejkolwiek części gry, bo z grą poza zombiakami i nazwą korporacji Umbrella film nie miał NIC wspólnego :P

  10. Nyu
    27 maja, 2010 at 21:21 | #10

    Antari, myślę, że do tego filmu trzeba odpowiednio podejść. Jak przed oglądnięciem, oczekujesz historii z The Sands of Time i w ogóle, no to się zawiedziesz. Ja podszedłem jak pies do jeża, po prostu na dobre kino akcji i nawet się zachwyciłem. Jest to produkcja dla mas i niekoniecznie trzeba przymykać na pewne rzeczy oko, ale po prostu podejść z dystansem i ogólnie trzeba mieć odpowiednie podejście. Film jest jak 2012, jak powiedziałem. Dość płytka fabuła, ale podana w dobry sposób.

  11. Antari18
    28 maja, 2010 at 00:41 | #11

    No, nie przeczę. Wręcz podpisuję się pod ostatnim zdaniem. Ale pozwolisz że wyrażę swoje zdegustowanie faktem ochrzczenia tego filmu przez media mianem ”produkcji na podstawie gry wideo”? Bo gdyby film luźno nazywał się ”Prince of Persia” to nie miałbym nic przeciwko. Podobnie jak wspomniany przez kolegę wyżej RE. Dobre, nastawione na akcję, komercyjne kino. Ale podtytuł: ”The Sands of Time” już ewidentnie nawiązuje do KONKRETNEJ pozycji z gatunku elektronicznej rozrywki i czy grzechem jest wymagać fabuły choć w kilku kluczowych (podstawowych) aspektach wiernej pierwowzorowi?

    Odwrotnie sytuacja wygląda w przypadku adaptacji komiksów via Iron Man, Spider Man, Batman, Watchman, SinCity. Na bank fani dostrzegą niuanse ale główne wzory zachowań bohaterów ich sylwetki i atrybuty wydają się być dobrze odwzorowane. Idąc tropem zachowania producentów ”Księcia”, w nowym Iron Manie zobaczymy kobietę w czarnym lateksowym stroju wymachującą pejczami bo to ”się lepiej sprzeda” niż jakiś podstarzały naukowiec w czerwono-żółtej zbroi ubiegłego stulecia, Spajdiemu ”domalują” czarne włosy emo-nasolatka i w ogóle wywalą motyw pająka bo to nie modne, a batman dostanie czarny garniak i jakiś gadżet w stylu iPhone’a rażący prądem i eksplodujący na odległość. Takich rzeczy się po prostu nie robi. Może i masie się to podoba, ale mnie nie bardzo :P

  12. Katja
    28 maja, 2010 at 01:11 | #12

    @Antari18
    Ja się zgadzam z Twoimi argumentami Antari, jednak aby powstał taki film konieczne są pewne uproszczenia, czy jak to myślą producenci „ulepszenia”. Szkopuł w tym, że taki obraz niestety musi być opłacalny, dlatego pewne zabiegi są skierowane dla widza-laika, który słabo orientuję się w fabule samej gry. Historia w pewnym sensie musi zostać stworzona od podstaw, aby szersze grono mogło co nieco zrozumieć. Oczywiście twórcy zapewne najbardziej liczyli na fanów serii, jednak pewnie sami domyślali się, ze niektórych graczy wręcz mierzi sama myśl o ekranizacji, dlatego kin będą unikać.

    Wydaję mi się, że nadanie imienia Księciu było trafnym zabiegiem. Należy to jedynie do filmu i do jego identyfikacji z nim. Według mnie chodziło o to głownie by dialogi były bardziej naturalne. Krzyczenie do Dastana nieustannie „Księciu!” byłoby w rezultacie patetyczne, a co za tym idzie, w odbiorze idiotyczne.

    Sam film naprawdę jest nieźle wyważony pomiędzy humorem, akcją czy efektami. W zasadzie żaden z tych elementów nie przeważał, wszystkie elementy się uzupełniały. Chociaż nie przepadam za tego typu filmami byłam zaskoczona. Bardzo dobra operatorka.
    A propos nie uważacie, że w pewnym momencie twórcom pomyliły się gry? Jest taka jedna scena, ktoś zauważył?

  13. Nyu
    28 maja, 2010 at 08:59 | #13

    Antari, wszystko okej, ale to w żaden sposób nie może zmniejszać oceny filmu. Kino takie jest, kieruje się własnymi prawami. Takimi, że np. Robin Hood obecny to „doj**any sku***el, który roz*****la wszystkich dookoła” (damianero z YT jest autorem tych słów :). The Sands of Time filmowe jest zaczęciem filmowej historii i już, no. Nie mogli wziąć fabuły żywcem z gry. To będzie inna historia, wzorująca się na trylogii growej.

    Katja, chodzi Ci o Assassin’s Creed ;)?

  14. Katja
    29 maja, 2010 at 01:04 | #14

    Dokładnie. Ciekawe, czy ktoś wpadnie na pomysł zaskarżenia twórców za kradzież motywu. =]

  15. Nyu
    29 maja, 2010 at 08:48 | #15

    Przegraliby _nie_twórcy_. To tylko lekkie nawiązanie, ale też zależy o co Ci chodzi.
    1. Byli w filmie asasyni. Żadna kradzież motywu, zresztą byli przedstawieni całkiem inaczej.
    2. Była scenka gdzie Książę stał na drewnie na dużej wysokości i widział dużą część miasta. To też tylko lekkie nawiązanie.

  16. Katja
    29 maja, 2010 at 13:55 | #16

    Chodzi mi o skok, który w moim odczuciu był bardzo podobny. Tylko stogu brakowało. Ale efekcik był.

  17. Adept
  18. SroQ
    3 czerwca, 2010 at 15:53 | #18

    Jestem świeżo po seansie i z radością stwierdzam, że to autentycznie najlepsza ekranizacja gry, która świetnie sie broni i bez jazdy na znanej marce. Czuć tu ręke i humor twórcy „Piratów…”, Tamina jest po prostu urocza, zaś księciunio dokładnie taki, jaki być powinien, chwała Bogu nie zrobiono z niego patetycznego dupka, znanego z gier.
    Co tam dalej…muzyka jest świetna, scenerie też niczego sobie, zaś sama fabuła w moim odczuciu bardzo dobrze zbalansowała to, co znamy z gry z nowymi pomysłami. W efekcie wyszło świetne kino przygodowe, mam szczerą nadzieję, że doczekam się równie udanej kontynuacji.

  19. Tomasz „abrasante” Karulski
    8 czerwca, 2010 at 14:14 | #19

    Na filmie byłem wczoraj i nie zawiodłem się! Mogę tylko poprzeć SroQ i napisać, że jest to najlepsza ekranizacja gry.

  20. Paweł „daf” Fliegel
    26 lipca, 2010 at 13:21 | #20

    Obejrzałem dopiero wczoraj. Tak spontanicznie, nie spodziewałem się w ogóle, że zawitam na PoP do kina. Jakie wrażenia? Nie można powiedzieć, że się zawiodłem, bo nic po tym filmie nie oczekiwałem. Jak dla mnie kolejny sztampowy disney’owski film, oparty na stałych schematach. Wg mnie nie ma mowy o najlepszej ekranizacji, chociaż nie ukrywam, że jest ona w tym przypadku solidna. Dla mnie również Silent Hill jak na razie nie ma sobie równych.

  1. Brak jeszcze trackbacków